wtorek, 26 maja 2009

Dziś święto mam

Pierwsze serdeczne życzenia (tym razem po polsku ;))nadeszły z samego rana, SMS-em, od Uli, która wraca ze Szkocji dopiero 6 czerwca.

Potem przyjęłam wyjątkowe, takie naprawdę od serca, od Agnieszki. Jak sama napisała na kopercie, w której znalazłam wypalony krążek: "coś trwalszego niż kwiatki i ulotne słowa...". Zresztą sami zobaczcie, bo aż popłakałam się ze wzruszenia:



Asia, wręczając mi bukiecik kwiatków i "bindizowe" serduszko nie wykrztusiła nic poza "kocham cię", ale mocny uścisk jej łapek na mojej szyi wystarczył za wszystko.

A od Ani, gdy wróciła z cmentarza, dostałam ulubioną czekoladę z podziękowaniami za matkowanie.

Synek tym razem zapomniał (pewnie dlatego, że na noce pracuje i na ile go znam podczas dnia raczej je odsypia, budząc się w ostatniej chwili do pracy).
Kocham Was wszystkie, moje dzieciory!


A to dla Najważniejszej Osoby w moim życiu, której nie ma z nami od 17 już lat:

Mamusiu...
Zszarpane nerwy, nieprzespane noce, zrujnowane plany,
Nieudane kolacje, zniszczone dywany, porysowane meble,
Zapchane zlewozmywaki, podeptane grządki.
Wszystkie rozczarowania i klęski, wielkie i małe,
Które znikały na drugi dzień.
Dziękuję Ci, że mi przebaczałaś.
Dziękuję Ci za przekonanie,
Że najcenniejszym skarbem życia jest dziecko
...

Strasznie głodne dziecko

Po powrocie ze szkoły Asia zapytała, jaka zupa jest dziś na obiad.
- Kalafiorowa. - odpowiedziałam z uśmiechem, pamiętając doskonale, że bardzo ją lubi.
Niestety, dziecię skrzywiło się z niesmakiem, jednak zupa na stół wjechała, bo matka czarować nie potrafi. Po kilku chwilach, widząc z jakim apetytem wyjada resztę zupy z talerza, zagadnęłam nie bez satysfakcji:
- I co, Asiu? Jednak smakowała ci ta kalafiorowa?
- Nie! Ja tylko byłam tak strasznie głodna, że musiałam natychmiast coś zjeść.
Image Hosted by ImageShack.us

piątek, 22 maja 2009

Pomyłka?

Asia obudziła się dziś jak nowonarodzona, więc szybciutko zadzwoniłam do pana Rafała, by przyjechał po nią. Śniadania nie tknęła, wypiła kilka łyków soku, akurat tyle, ile potrzeba jej było do popicia porannej porcji tabletek, ale sił i werwy miała wystarczająco dużo, by do szkoły pojechać. Matka zaś zachłysnęła się wizją samotnego w domu przedpołudnia na zakupy udała się dopiero popołudniu, gdy opieka do małolaty w osobach starszych sióstr ze szkół powróciła.
Zakupy udane - koraliki bindeez (rzeczywiście drogie, jak uprzedzała w swoim komentarzu do poprzedniej notki Agnieszka) czekają na śliczny opakunek i wręczenie solenizantce. Mimo to zła trochę jestem, bo pani w sklepie medycznym nieładnie ze mną zagrała, gdy kupowałam pampki dla Asika.
Miesięczny przydział na dofinansowanie z NFZ to 60 sztuk. Spodziewałam się zatem, że do paczki zawierającej fabrycznie 58 sztuk pani dołoży brakujące dwie i sprawa będzie załatwiona. Tymaczasem pani wręczyła mi otwarte opakowanie, z wciśniętymi z boku czterema sztukami. Na pierwszy rzut oka można było sądzić, że wszystko jest w porządku. No dobra, pomyślałam, żeby dołożyć do ciasno bardzo zapakowanych pieluszek dodatkowe musiała jakoś miejsce na nie uzyskać i pewnie dlatego wyjęła tę parę z rzędu.W końcu 58 + 2 daje 60. Dopiero po wyjściu ze sklepu zaczęłam tak naprawdę przetwarzać dane. Zastanowiło mnie po co w ogóle zostało otwarte opakowanie, skoro - logicznie rzecz biorąc - łatwiej było te cholerne dwa pampki do zwykłego woreczka włożyć, chroniąc przy tym i jedne i drugie przed zabrudzeniem w czasie transportu do domu. Po przeliczeniu okazało się, że brakuje pięciu pampersów. Wróciłam oczywiście i muszę, niestety, powiedzieć, że pani wcale nie ucieszyła się na mój widok i z wyraźną niechęcią, po starannym nadzwyczaj przeliczeniu sprzedanego mi towaru uzupełniła braki. Niestety, odniosłam wrażenie, że padłam ofiarą próby oszustwa, bo pani tłumaczyła przy tym niejasno, że to koleżanka przygotowała dla mnie pampersy. Tyle tylko, że ja tę koleżankę znam jako uczciwą osobę i trudno mi uwierzyć, że to ona "szyła grubymi nićmi". I wcale nie chodzi o te pampki, bo ja nie zbiedniałabym musząc je dokupić w zwykłym sklepie, ale o zasadę. Ja nikogo nie oszukuję i tego samego oczekuję od innych.
Na szczęście są przyjaciele, którzy potrafią poprawić nastrój i to czasem całkiem nieświadomie.
Wieczorkiem na gadulcu Ela, mama Pawełka, czyli Miśka, napisała:
wysłałam ci mojego gliterka na pocztę.......zapisz go sobie gdzieś......bo to anioł taki jak ty.....
Oczywiście przesadziła, bo ja raczej diablica jestem, ale anioł śliczny jest. I Asi z całą pewnością się spodoba.





Serdecznie dziękuję, Elu.

Pozdrawiam Was wszystkich cieplutko,

czwartek, 21 maja 2009

I znów absencja w szkole...

Jakaś pechowa ta końcówka roku szkolnego. Nie tak dawno powiedziałam do małżowina, że gdyby nie konieczność wizyt kontrolnych u specjalistów czy wyjazdu do Łodzi w sprawie nowych ortez, to Asia miałaby 100-procentową frekwencję. No i z ulgą przy okazji odetchnęłam na wspomnienie poprzednich lat, tych przedszkolnych, kiedy Asik chorował mniej więcej od listopada do marca, a tu masz babo placek.
Dopiero co Myszka wróciła do szkoły po dwóch tygodniach nieobecności, potrzebnych na zagojenie się paluszka i znowu dotrzymuje mi towarzystwa przed południem, dopadła ją bowiem jakaś niedyspozycja żołądkowo-jelitowa. Poprzednią noc obie miałyśmy kiepską. Asia mało co spała, ja zaś prałam, prałam i prałam...
Dziś dziecię nic nie jadło i piło niewiele, a osłabione dodatkowo gorączką i fatalną nocą zasnęło wczesnym popołudniem i spało bite trzy godziny. Ale i tak widać było, że niespecjalnie lepiej się poczuło. Mimo to twardo do szkoły jutro się wybiera.
Na razie sensacji brak, z pokoiku dziecięcego dobiega mnie spokojny, miarowy oddech Asika. Kto wie? Może jutro rano okaże się, że będzie czuła się na siłach, by do tej szkoły pojechać...?
Dobrze by było, bo koniecznie do jakiegoś "Smyka" czy "Entliczka" muszę się wybrać na imieninkowe zakupy. I to jutro najlepiej, bo w sobotę mimo pełnej chaty jakos zwykle trudno mi sie z domu wyrwać na miasto, a poza tym może jednak wybierzemy sie do Jaworza na spotkanie stowarzyszenia RKiW? Zobaczymy. W każdym razie sprawa pilna jest, bo imprezka tuż, tuż, a prezent koniecznie trzeba zmienić.
Matka wykosztowała się ostatnio i za całe 40 zeta (no, dobra, powiem prawdę - bez jednego grosza) zakupiła dziecięciu letni podkoszulek bez rękawków, po emblemacie Pet Shopa na piersi sądząc, że to hitem się okaże, a tymczasem dziecku marzą się koraliki bindis czy jakoś tak. W każdym razie to coś, czego nie udało mi się zobaczyć, bo zanim zawołana przez Asiolka docieram przed telewizor to już jest po reklamie, służy do tworzenia różnych kompozycji, a pod wpływem wody skleja się w całość. I Asia tak ślicznie o te koraliki prosi, że nie mogę jej tej przyjemności odmówić.
Mam nadzieję, że uda mi się zdobyć owo "marzenie" Myszki do niedzieli. A podkoszulek z Pet Shopkiem? cóż...poczeka do dnia dziecka.
Pozdrawiam cieplutko,

środa, 20 maja 2009

"Makijażowanie"

Dzieci uwielbiają zwykle swoje starsze rodzeństwo, zwłaszcza takie sporo starsze. Wiem coś na ten temat, bo gdy sie urodziłam mój brat miał prawie 14 lat.
Asia takim uczuciem darzy Agnieszkę, która czasem wykłóca się z małolatą, a czasem - w ramach zabawy - wyciąga swoje kosmetyki i robi jej makijaż. Myszkę to kręci i zawsze sesja makijażowa kończy się sesją zdjeciową.Image Hosted by ImageShack.us




wtorek, 19 maja 2009

Łuski na noc - nadal nie zostały zamówione

Jestem ostatnio tak rozkojarzona i sklerotyczna, że aż dziw bierze, że nie zapomniałam wczoraj wyekspediować Asię do szkoły. To pewnie dlatego, że wstała o barbarzyńskiej porze, tuż po kogutach skoro świt oznajmiających nadejście nowego dnia. Jak na ironię pewnie z tego samego powodu wyleciała mi z głowy umówiona wizyta u ortopedy, ponieważ zmęczone dziecię z tego wszystkiego padło ok. 17-tej. Gorzej, że to poraz drugi w niedługim czasie się zdarzyło. Oczywiście nie to mam na myśli, że Asia zabrała się i spać poszła, a przeoczenie (ładnie brzmi, prawda?) wizyty. Jestem na siebie zła za tę nawalankę, ale i na małżowina także. To tak dla nieznacznej choć poprawy nastroju, bo niby dlaczego tylko ja mam pamiętać o terminach wszelakich?
W ten oto sposób znów na jakiś czas odpłynęły łuski do spania. Rzecz bowiem w tym, że bez konsultacji z ortopedą nie możemy podjąć decyzji co do wysokości jednej z nich, tej na lewą nóżkę, z przykurczem podkolanowym. Na prawą nózię wiadomo - niska, obejmująca jedynie goleń, bo korekcji wymaga tylko stópka. Ale z lewą nóżka sprawa już taka prosta nie jest. Najpierw należy ustalić przyczynę przykurczu pod kolankiem.
Jeśli problem tkwi w tkankach miękkich, to sensowna będzie łuska wysoka, z zamontowanym w stawie kolanowym wihajsterkiem do stopniowego zwiększania kąta rozwarcia (na zasadzie ruchomego aparatu ortodontycznego najprościej mówiąc). Istnieje duża szansa, że w takim przypadku po jakimś, dość długim raczej czasie przykurcz się cofnie. Jeśli jednak przyczyna Asiolkowego problemu tkwi w niedopasowaniu główek kości uda i podudzia w wyniku czego nie może dojść do wyprostu w stawie, bez operacji korygującej ten patologiczny stan wysoka łuska nie wchodzi w grę. Dziecko tylko sie umęczy, a starzy niepotrzebnie wydadzą 5 tysięcy zeta (bo tyle właśnie taka łuska z wihajsterkiem kosztuje).
Do oceny stanu kolanka Myszki i uzyskania wiedzy n/t przyczyny owego przykurczu utrudniającego jej chodzenie w sposób jak najbardziej zbliżony do fizjologicznego u dzieci zdrowych trzeba wykonać jakieś badanie. Jakie? Nie mam pojęcia. Bo choć szperałam w sieci nie znalazłam nic na ten temat. Może na zdjęciu RTG byłoby to widoczne? Hmmm...
Jak nic trzeba wypić nawarzone sobie piwko, przeprosić pana doktora za kolejną zawalankę i jak najszybciej umówić się na kolejną wizytę. A wcześniej koniecznie zapodać sobie jakiś dobry preparat na poprawę pamięci.Image Hosted by ImageShack.us

Pozdrawiam Was serdecznie i życzę miłego dnia,

poniedziałek, 18 maja 2009

"Pluszakowe bajki" w TVN Style

Być może mało który rodzic wie, że od 1 czerwca TVN Style rozpocznie emisję animowanych bajek dla dzieci. Bajki bez elementów przemocy i agresji, za to o charakterze edukacyjnym dobrała znana doskonale nam wszystkim Super Niania, czyli pani Dorota Zawadzka, która została ambasadorką tego cyklu seriali animowanych.
Bajki będą nadawane do końca wakacji (na jesień stacja planuje pewne zmiany)w porach, gdy władzę nad pilotem od telewizora zwykle przejmują nasi milusińscy - codziennie między 7-mą a 8-mą (w weekendy 7:00-8:30) oraz między 19-tą a 20-tą.
W ramach cyklu dzieciaki będą mogły obejrzeć przygody znanych im już dobrze bohaterów, np. Franklina, weterynarza Freda czy Kajtusia, ale pojawi się też na antenie kilka całkiem nowych bajek, np. "Magiczna uliczka", "Hello, Kitty" czy "Kot Crawford".
Miłego oglądania.

Pozdrawiam serdecznie i życzę dobrego dnia.

niedziela, 17 maja 2009

Jednak rozumie

Wydawało się, że Asia nie zdaje sobie sprawy co to znaczy, że człowiek umiera.
Od wielu miesięcy obecność Doroty w życiu Myszki była bardzo ograniczona, sądziłam zatem, że niespecjalnie, albo wręcz wcale Myszkę obejdzie wieść o tym, że jej chrzestnej nie ma i nigdy już nie będzie wśród nas żywych. A jednak na swój dziecięcy sposób wyraziła bunt przeciw temu, co się stało i za żadne skarby świata nie chciała jechać z nami na pogrzeb.
W kościele zwykle zachowuje się z należytą powagą i na miarę swojego wieku, tym razem zaś przechodziła samą siebie. Z uporem maniaka siadała na podnóżku zamiast na ławce, odwracając się plecami do ołtarza, jakby chciała wykrzyczeć, że nie przyjmuje faktów do wiadomości, że po prostu nie zgadza się na tę smutną rzeczywistość, od której odwrotu już nie ma...
Jeszcze w piątkowy wieczór poprosiła, by odszukać jej jakieś zdjęcie cioci i postawić na komodzie.
Jednak rozumie.
I nie chce zapomnieć...

piątek, 15 maja 2009

I zapalę dla Ciebie świecę, by rozproszyć ciemności...

Jeszcze ostatnie słowa, których nie usłyszysz...
Łzy na policzkach...
Ostatnie pożegnanie.
Wieńce, kwiaty, ostatnia bryłka ziemi rzucona na deski
i pustka, która pozostanie na wieki...

Kraków-Kosocice - 15.05.2009, godz. 15:00



środa, 13 maja 2009

Nie mówię żegnaj, Dorotko, a do zobaczenia...

Przedwczoraj w swoim profilu na Naszej Klasie Doti napisała:
Trzymajcie za mnie kciuki.....
proszę,
będzie ciężko ale dam rade.
Naprawią mi serce i będzie jak nowe:)
Do zobaczenia za kilka dni

Była bardzo dzielna, ale nie dała rady...
Odeszła minionej nocy i na zawsze połączyła się ze swoim ukochanym anielskim synkiem, Mikołajem...

Dziękuję Ci, że byłaś, moja droga Przyjaciółko...Za te wszystkie przegadane noce i dzienne pogaduchy, za wypite razem morze pepsi, za smalec, który smażyłaś najlepszy na świecie, za wszystkie imprezy, za spacery w śniegu po kolana, za wsparcie w chwilach złych, za wspólną radość, za wiarę w Asiolka...za wszystko...co dobre i co złe się nam zdarzyło przez te 23 lata...za to, co pamiętam doskonale i za to, co umknęło mej pamięci...Dziękuję...
I do zobaczenia za jakiś czas...
Na zawsze pozostaniesz w moim sercu...

Dorota *18.03.1968 +13.05.2009





poniedziałek, 11 maja 2009

Proszę o modlitwę...

Dorota - mama sześciorga fajnych dzieciaków, w tym anielskiego Mikołaja (mojego chrześnika), matka chrzestna Asi i jej starszej siostry, Agnieszki. Wspierała mnie, gdy oczekiwałam narodzin Asi, dreptała przed drzwiami porodówki wraz z moim małżowinem, od samego początku wierzyła mocno, że Myszka stanie na nózie i chodzić będzie. Do dziś zdarza mi się powtarzać jej słowa, którymi mobilizowała Asika do wysiłku "Ogóry do góry"...

Dorota ma bardzo poważnie chore serce. Od września chyba większość czasu spędziła w szpitalach...straciłam już rachubę...Dopiero dziś, podczas kolejnej, trwającej od tygodnia hospitalizacji, pojawiła się, odbierana przez tyle miesięcy, szansa na życie...

Bardzo proszę Was wszystkich - i stałych bywalców naszego blogaska, i przypadkowych gości - o modlitwę. Za Dorotę, by mimo wyczerpania chorobą okazała się silną babką, za lekarzy, by im ręka nie drgnęła...za powodzenie po prostu zabiegu, który może trwać nawet kilkanaście godzin...Zaciśnijcie, proszę, mocno kciuki i pomyślcie ciepło o Dorocie...Zacznijcie już o 7-mej rano...

Wszechmogący wieczny Boże, wiekuiste zbawienie wierzących,
wysłuchaj naszych próśb za chorą służebnicę Twoją Dorotę,
dla której błagamy o pomoc, aby odzyskała zdrowie
i składała Ci dzięki w Twoim Kościele. Przez Chrystusa Pana naszego.




Tak, jak Dorota kiedyś, tak ja dziś nie tracę wiary...w to, że uczci w czerwcu osiemnastkę Agnieszki, że za cztery lata przygotuje swojego najmłodszego synka do przyjęcia sakramentu pierwszej komunii świętej, a w jeszcze dalszej przyszłości zobaczy swoją jedyną, tak bardzo wyczekaną córkę, w sukni ślubnej...

Dopisane 12 maja 2009 r. o godz. 19:42

Operacja trwała 10 godzin. Dorota w stanie krytycznym leży na OIOM-ie.
Raz jeszcze zwracam się do Was z prośbą o modlitwę w intencji przeżycia przez Doti tych niepewnych godzin i jej powrotu do zdrowia...Kto nie umie się modlić niech chociaż kciuki mocno zaciśnie....

Martek

sobota, 9 maja 2009

Nowe doniesienia n/t paluszka

Witajcie serdecznie.
Trochę za dużo ostatnio dzieje się wokół mnie...Czuję się tym wszystkim tak zwyczajnie przemęczona i coraz częściej ogarnia mnie zniechęcenie do wszystkiego dosłownie. Weny twórczej także brakuje, stąd te przerwy w dostawie notek. Szkoda, bo pamięć już nie ta, co kiedyś, więc to i tamto umyka bezpowrotnie.
Cały tydzień przetrzymalam Asiolka w domu i na kolankach w trosce o rozwalony paluszek. Jedno i drugie trudne było, bo Asia tęskni i za szkołą i za chodzeniem. Każdą sposobność postania sobie chociaż wykorzystuje skrupulatnie. Ot, choćby mycie łapek jest dobrym pretekstem.
Dziś z wielką obawą pozwoliłam Myszce pochodzić trochę, tak normalnie, w łuskach. Paluszek, choć powoli, ale goi się ładnie i nie chciałabym - dla córci przede wszystkim - by wszystko zaczęło się od nowa. Wychodne dziś sobie zrobiłam, więc tata dyżurujący wieczorem przy dziecku nastraszył mnie po powrocie, że kłopot mamy, bo nowoutworzony naskórek pękł i z ranki sączy się "coś", ale okazało się na szczęście, że demonizował. Niemniej jednak postanowiłam wyekspediowac Asiolka do szkoły dopiero po całkowitym zaleczeniu rany. Nawet nie chcę myśleć o jej reakcji na tę decyzję...moje dziecię w wyjątkowy bowiem sposób potrafi okazać swoją dezaprobatę dla wszystkiego, co jej nie spasuje.
Przyznam, że w całej tej sytuacji dopatrzyłam się jednego pozytywu. We wtorek mam kolejną wizytę u stomatologa, którą jak zwykle zaklepałam sobie w czasie zajęć lekcyjnych Myszki. Początkowo zmartwiłam się, jak sobie poradzę z wniesieniem wózka na pierwsze piętro, ale myśl o tym, że przy okazji sprawdzimy stan ząbków Asiolka, od razu sił dodała. Tzn. wiem, że dam radę, jak ze wszystkim, co trudne niby czy nawet niemożliwe, a jednak na rzecz dzieci realizowalne.




Pozdrawiam Was cieplutko i życzę miłej niedzielki,

sobota, 2 maja 2009

Z paluszkiem lepiej

Asiolkowy paluszek zaczął się ładnie goić. Wczoraj mogłam skorzystać jedynie z domowej apteczki, bo to świąteczny dzień przecież i wszystko wyzamykane, a dzień wcześniej nie wpadłam na to, by potraktować ranę poczciwym linomagiem. W końcu paskudną odleżynę, z jaką odebrałam kilkutygodniową Mysię ze szpitala po wszczepieniu zastawki, wyleczyłam dopiero właśnie nim. Szkoda tylko, że mam opóźnienia w przetwarzaniu zgromadzonych danych. No nic, ważne, że lepiej już jest i może nawet we wtorek lub środę Asik będzie mógł do szkółki pójść. No i na pewno nie w nowych łuskach, tylko w starych, co do których pewność mam całkowitą.
W poniedziałek złożę zamówienie na łuski do spania i odeślę nowe za wzór do ich wykończenia, to i poprawki pani Madzia zrobi. A tak przy okazji...wredna jestem. Małżowin pomylił się wpłacając zaliczkę na nocne o jedno zero za dużo dopisując. Ha ha ha.
Chwila słabości chwilowo za mną, a już napewno poza tym blogaskiem. W końcu odzyskałam hasełko na swojego własnego i już dziecku śmiecić nie będę.
Pozdrówka serdeczne,

piątek, 1 maja 2009

Przechlapany długi weekend

Jak się chrzani, to na całego.
Wczoraj poraz pierwszy Asia cały dzień chodziła w nowych łuskach, a teraz jest uziemiona. Zamiast radośnie spędzić te wolne trzy dni i zabrać Myszkę tu i tam, musimy modlić się, by wystarczyły one na zagojenie się paluszka. W przeciwnym razie czeka Asiolka absencja w szkole.
Nowe łuski może i mają lepsze działanie lecznicze, ale wymuszają chodzenie na palcach, ponieważ są sztywne w części palcowej, co uniemożliwia zginanie. W związku z tym stopy dziecka przesuwają się w te i wewte i szorują po wnętrzu łusek. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Jeszcze wczesnym popołudniem, gdy po powrocie Asi ze szkoły cewnikowałam ją i podczas masażu dokładnie jej nóżki oglądałam, nie zauważyłam nic niepokojącego. Za to po rozebraniu jej do kąpieli...Ech...Zresztą sami zobaczcie:




Pozdrówka cieplutkie,