czwartek, 21 maja 2009

I znów absencja w szkole...

Jakaś pechowa ta końcówka roku szkolnego. Nie tak dawno powiedziałam do małżowina, że gdyby nie konieczność wizyt kontrolnych u specjalistów czy wyjazdu do Łodzi w sprawie nowych ortez, to Asia miałaby 100-procentową frekwencję. No i z ulgą przy okazji odetchnęłam na wspomnienie poprzednich lat, tych przedszkolnych, kiedy Asik chorował mniej więcej od listopada do marca, a tu masz babo placek.
Dopiero co Myszka wróciła do szkoły po dwóch tygodniach nieobecności, potrzebnych na zagojenie się paluszka i znowu dotrzymuje mi towarzystwa przed południem, dopadła ją bowiem jakaś niedyspozycja żołądkowo-jelitowa. Poprzednią noc obie miałyśmy kiepską. Asia mało co spała, ja zaś prałam, prałam i prałam...
Dziś dziecię nic nie jadło i piło niewiele, a osłabione dodatkowo gorączką i fatalną nocą zasnęło wczesnym popołudniem i spało bite trzy godziny. Ale i tak widać było, że niespecjalnie lepiej się poczuło. Mimo to twardo do szkoły jutro się wybiera.
Na razie sensacji brak, z pokoiku dziecięcego dobiega mnie spokojny, miarowy oddech Asika. Kto wie? Może jutro rano okaże się, że będzie czuła się na siłach, by do tej szkoły pojechać...?
Dobrze by było, bo koniecznie do jakiegoś "Smyka" czy "Entliczka" muszę się wybrać na imieninkowe zakupy. I to jutro najlepiej, bo w sobotę mimo pełnej chaty jakos zwykle trudno mi sie z domu wyrwać na miasto, a poza tym może jednak wybierzemy sie do Jaworza na spotkanie stowarzyszenia RKiW? Zobaczymy. W każdym razie sprawa pilna jest, bo imprezka tuż, tuż, a prezent koniecznie trzeba zmienić.
Matka wykosztowała się ostatnio i za całe 40 zeta (no, dobra, powiem prawdę - bez jednego grosza) zakupiła dziecięciu letni podkoszulek bez rękawków, po emblemacie Pet Shopa na piersi sądząc, że to hitem się okaże, a tymczasem dziecku marzą się koraliki bindis czy jakoś tak. W każdym razie to coś, czego nie udało mi się zobaczyć, bo zanim zawołana przez Asiolka docieram przed telewizor to już jest po reklamie, służy do tworzenia różnych kompozycji, a pod wpływem wody skleja się w całość. I Asia tak ślicznie o te koraliki prosi, że nie mogę jej tej przyjemności odmówić.
Mam nadzieję, że uda mi się zdobyć owo "marzenie" Myszki do niedzieli. A podkoszulek z Pet Shopkiem? cóż...poczeka do dnia dziecka.
Pozdrawiam cieplutko,

2 komentarze:

Unknown pisze...

Witaj Marto,
Koraliki bindeez to naprawdę świetna zabawka, pod warunkiem, że dziecię ma sprawne paluszki. Nastaw się na towarzyszenie Asi przy tej robocie i ... zbieranie koralików z całej podłogi. Ponadto całość schnie około 45 minut, a nie 10, jak zapewnia producent. I jeszcze: koniecznie kup zestaw, w którym jest tkz. długopis, inaczej Asia zwariuje i rzuci to w kąt. Ale to naprawdę fajna zabawka, tyle, że niestety droga.
Pozdrawiam
Agnieszka

Marta pisze...

Hej, hej, Agnieszko.
Śliczne dzięki za rady. Zastosowałam się do nich, oczywiście.;)
Zabawa w istocie superancka, ale nie jestem pewna, czy warta swojej ceny.

Pozdrówka, buziaki.:)