sobota, 9 maja 2009

Nowe doniesienia n/t paluszka

Witajcie serdecznie.
Trochę za dużo ostatnio dzieje się wokół mnie...Czuję się tym wszystkim tak zwyczajnie przemęczona i coraz częściej ogarnia mnie zniechęcenie do wszystkiego dosłownie. Weny twórczej także brakuje, stąd te przerwy w dostawie notek. Szkoda, bo pamięć już nie ta, co kiedyś, więc to i tamto umyka bezpowrotnie.
Cały tydzień przetrzymalam Asiolka w domu i na kolankach w trosce o rozwalony paluszek. Jedno i drugie trudne było, bo Asia tęskni i za szkołą i za chodzeniem. Każdą sposobność postania sobie chociaż wykorzystuje skrupulatnie. Ot, choćby mycie łapek jest dobrym pretekstem.
Dziś z wielką obawą pozwoliłam Myszce pochodzić trochę, tak normalnie, w łuskach. Paluszek, choć powoli, ale goi się ładnie i nie chciałabym - dla córci przede wszystkim - by wszystko zaczęło się od nowa. Wychodne dziś sobie zrobiłam, więc tata dyżurujący wieczorem przy dziecku nastraszył mnie po powrocie, że kłopot mamy, bo nowoutworzony naskórek pękł i z ranki sączy się "coś", ale okazało się na szczęście, że demonizował. Niemniej jednak postanowiłam wyekspediowac Asiolka do szkoły dopiero po całkowitym zaleczeniu rany. Nawet nie chcę myśleć o jej reakcji na tę decyzję...moje dziecię w wyjątkowy bowiem sposób potrafi okazać swoją dezaprobatę dla wszystkiego, co jej nie spasuje.
Przyznam, że w całej tej sytuacji dopatrzyłam się jednego pozytywu. We wtorek mam kolejną wizytę u stomatologa, którą jak zwykle zaklepałam sobie w czasie zajęć lekcyjnych Myszki. Początkowo zmartwiłam się, jak sobie poradzę z wniesieniem wózka na pierwsze piętro, ale myśl o tym, że przy okazji sprawdzimy stan ząbków Asiolka, od razu sił dodała. Tzn. wiem, że dam radę, jak ze wszystkim, co trudne niby czy nawet niemożliwe, a jednak na rzecz dzieci realizowalne.




Pozdrawiam Was cieplutko i życzę miłej niedzielki,

Brak komentarzy: