wtorek, 21 września 2010

Rezonans magnetyczny, czyli przygotowania do operacji

Zza uchylonego okna dobiegają mnie odgłosy jesieni. Mimo hałasu dochodzącego z pobliskiej budowy kolejnego na naszym wiejskim krakowskim osiedlu domu słychać wyraźnie jak liście, jeszcze kilka dni temu całkiem zielone, z drzew spadają. A raz po raz moją uwagę przykuwa wiewiórka przybiegająca na nasze orzechy po zapasy na zimę. Czasem, gdy zgłodnieje, funduje sobie posiłek na miejscu i wówczas słychać chrupanie, a między przerzedzonymi liśćmi można zauważyć spadające łupinki. Z twardą skorupką najwyraźniej potrafią sobie radę dać także sójki. Co i rusz buszują między gałęźmi, by po chwili odlecieć z orzechem w dziobie. Ciekawe, czy dzioby mają takie mocne, czy raczej inteligentny sposób na dobranie się do smakołyku mają?
Rozkoszuję się tym widokiem, z przyjemnością obserwuję podchodzące do naszych włości sarny (chyba warto pomyśleć o regularnym dokarmianiu ich zimą), odpoczywam. Regeneruję siły utracone w poprzednim tygodniu.
Profesor w lipcu, gdy ustalaliśmy termin Asikowej operacji zapomniał poinformować nas o konieczności wykonania tomografii komputerowej kręgosłupa w odcinku L/S (lędźwiowo-krzyżowego) i dostarczenia mu opinii neurochirurga wydanej na podstawie tego badania. Dowiedzieliśmy się o tym dopiero jakieś dwa tygodnie temu.
Sprawa, z pozoru prosta, okazała się wyjątkowo skomplikowanym przedsięwzięciem. W każdym razie do przeprowadzenia w tak krótkim czasie.
Neurochirurg (udało nam się do niego dostać pięć dni później psim swędem) bez badań, na które czeka się w kilkutygodniowych kolejkach co najmniej, oczywiście opinii nie wyda. Ale co tam,pomyślałam, przecież możemy termin TK zaklepać na listopad czy grudzień, a następnie podmienić skierowania, bo TK głowy i przysadki na zlecenie endokrynologa, wyznaczone na 16 września, nie jest takie pilne...Nic z tego. To musi być rezonans magnetyczny, bo tylko to badanie jest w stanie pokazać dokładnie strukturę kręgosłupa i stwierdzić ewentualną obecność kotwiczenia rdzenia kręgowego. Najbliższy termin z anestezjologiem, bo dziecko do badania uśpić trzeba, 16 grudnia.
Nie chciałam przesuwać terminu zabiegu. Same gipsiory to min. 16 tygodni unieruchomienia, zakładając, że wszystko gładziutko, bez komplikacji przebiagało będzie. W maju zaś komunia, więc czas na rekonwalescencję i ponowne stawianie Asiolka na nogi musi być. Zaczęła się więc walka z czasem, czyli gorączkowe poszukiwanie pracowni diagnostyki obrazowej, gdzie wykonanoby na nasz koszt ten nieszczęsny rezonans. Dramat. We wrześniu nigdzie i za żadne pieniądze to niemożliwe, bo albo anestezjologów nie mają, albo mają, tylko obłożonych terminami do listopada, albo wręcz MRI u dzieci do lat 10-ciu nie wykonują. W czwartek byłam już tak wyczerpana psychicznie, że powiedziałam sobie trudno, nie ma wyjścia, będziemy ciąć po nowym roku. Jednak dla spokoju sumienia wykonałam jeszcze jeden telefon, z nadzieją, że może poza Krakiem się uda. Bingo! Co prawda w pracowni Macieja Sajewicza w Suchej Beskidzkiej najbliższy termin na badanie płatne był dopiero na październik, ale ludzie tam szalenie życzliwi są i na koniec rozmowy padło upragnione "Przyjeżdżajcie w poniedziałek". Super. Ledwie 50 kilka kilometrów od Krakowa i na dodatek tylko za 400 zeta, zamiast 650 u nas. Jednak było jedno "ale". Warunkiem wykonania badania jest przedstawienie zaświadczenie od neurochirurga o braku przeciwskazań, jakim u Myszki mogła być zastawka komorowo-otrzewnowa, która może zawierać elementy metalowe uniemożliwiające przeprowadzenie MRI. Na jego zdobycie zostały mi dwa dni tylko.
Telefon do szpitala uniwersyteckiego przygasił mój optymizm. Po złożeniu wniosku o wydanie kserokopii jednej tylko strony z dokumentacji medycznej mojego dziecka, tej, na której jest umieszczona informacja o rodzaju zastawki, trzeba czekać dwa tygodnie. Pojechałam, wypełniłam wniosek. Proszę dzwonić jutro, może sie uda. Może? Ja nie mogę czekać w niepewności. Ja muszę mieć ksero protokołu operacji już, dziś! Co tu robić? Co tu robić? Dobra, idę do poradni neurochirurgicznej, bo akurat we czwartki przyjmuje lekarz, który zastawkę Asi wszczepiał. Na korytarzu go zaczepiłam. Niekulturalnie? Całkiem możliwe, ale to o moje dziecko chodziło, więc co tam. Odmówił, bo i bez terminu wizyty się pojawiłam i na dyżurze sam, więc na oddział się spieszy, do zabiegu, i za drzwiami gabinetu zniknął. Poryczałam się na tym korytarzu z bezsilności. I z żalu, że wszystko na dobrą drogę wkroczyło a tu taki psikus. Nie zrezygnowałam jednak i swego dopięłam! Z pomocą jednej z pielęgniarek o ogromnym sercu, która narażając się lekarzowi wyciągnęła z oddziału neurochirurgii historię leczenia szpitalnego Asi, zmusiłam pana doktora w sensie dosłownym do zrobienia tego, co chciałam. Ze słowami "Co za durnie z tych diagnostów, że nie wiedzą, że od 1995 roku nie używa się już zastawek z metalowymi częściami!" wypisał zgodę. Uff! Warto było czekać prawie pięć godzin aż przyjmie ostatniego tego dnia pacjenta.

Jesteśmy już po rezonansie. Korzyść z tej nerwówki, poza wspomnianą finansową, jest taka, że Asia nie musiała wjeżdżać do zamkniętej tuby, bo ta otwarta jest i koniec końców obeszło się bez usypiania (i dobrze, bo w przyszłym tygodniu czeka ją narkoza, wcale nieobojętna dla organizmu). Dzięki otwartej tubie dziecię nie odczuwało strachu, zwłaszcza, że obok tatuś był i trzymając za łapkę bajki opowiadał, i bardzo dzielne było i nawet nie drgnęło. Teraz tylko trzeba będzie wynik/opis odebrać, w przyszłą środę po opinię do neurochirurga z tym się udać, a już następnego dnia w drogę do Poznania, na skróty przez...Lubieszów. Oczywiście o ile wyniki badań krwi będą w porządku i Myszka jakiejś infekcji nie złapie, a i ZUM nie wróci.

Trzymajcie kciuki, plisss.

Pozdrawiam serdecznie,
Marta.

4 komentarze:

Dorota Magda pisze...

Trzymamy z całych sił...będzie dobrze bo inaczej być nie może.
Buziaczki.

Unknown pisze...

Jesteś wielka, po prostu wielka.Podziwiam Twój hart ducha i upór.
Kciuki zaciśnięte, będzie dobrze, na pewno.
Pozdrawiam.
Agnieszka

Anonimowy pisze...

Musi być dobrze, kciuki zaciśnięte. e.

Anonimowy pisze...

Kciuki zaciśnięte , będzie dobrze:) pozdrawiam cieplutko.
kaja