niedziela, 16 maja 2010

Spotkanie z rehabilitantem Asi

Po zszamanym naprędce śniadaniu (zaspaliśmy) mieliśmy spotkanie z dawno niewidzianym panem Jankiem. Facet wyszedł od nas pod wrażeniem nie tylko tego, jak Asia wyrosła od ostatniego spotkania, ale i jej umiejętności. Konkretnie chodzi o...chodzenie bez podpieraczy, z czym moje dziecię radzi sobie naprawdę nieźle, a radziłoby sobie jeszcze lepiej, gdyby nie ta nieszczęsna rotująca mocno do wewnątrz prawa stopa. To z jej głównie powodu, ale też z powodu przykurczu podkolanowego w lewej nodze, Asia chodzi ciągnąc za sobą prawą.
My zaś zostaliśmy, zresztą również pod wrażeniem..."polecenia" odbycia spotkania z doc. Jóźwiakiem, u którego wizyt zaniechaliśmy na rzecz prof. Sneli ładnych kilka lat temu, ponieważ miał ogromną chęć na naszej córce wypróbować nowatorską metodę operacji, na co z przyczyn oczywistych zgodzić się nie mogliśmy. Ponoć nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, jednak wygląda na to, że dla dobra Myszki będziemy musieli wybrać się do Poznania i przeprosić się z panem docentem. Musimy poznać również nowe opinie prof. Sneli i doktora Miklaszewskiego, bo żaden z nich dotąd nie widział Asi chodzącej samodzielnie (i dlatego zapewne nie chcieli ciąć zbyt szybko). Dopiero wówczas, wspólnie z panem Jankiem, będziemy mogli podjąć decyzję o zabiegu, o którym już pisałam na blogu. Ta idea nadal nie zyskała mojej pełnej aprobaty, ale po dzisiejszej rozmowie z panem Jankiem zaczęłam się łamać. Wg niego bowiem w przypadku odłożenia tej operacji na przyszłość istnieje ryzyko zaprzepaszczenia możliwości, jaka się dzięki systematycznej i sumiennej rehabilitacji pojawiła, czyli pożegnanie z kulami, laskami i kijkami nordic walking.
Jutro bedę zaklepywała terminy, ale nie podzielam nadziei pana Janka, że skoro kilka lat upłynęło od naszej ostatniej wizyty u doc. Jóźwiaka, to może została wypracowana jakaś inna metoda na to, by Asikowi pomóc, a na dodatek że pan docent nie tylko ją zna, ale i efektami pochwalić się może.
Tak czy siak te wizyty mają sens, bo Asia już z ortez wyrasta i nowe się jej już należą, a mamy dylemat jakie być powinny. Na nasze rodzicielskie oko te po nowemu wcale się nie sprawdziły. Dla Asi oczywiście. Miały być znacznie lepsze, a nie są. Nóżki i tak, mimo wyściełających łuski skórzanych bucików, pocą się tak samo, jak w tych "starych" z samego tworzywa, lepsza stabilizacja, o której zapewniano nas gorąco to tylko puste słowa (Myszka w poprzednich znacznie lepiej/ładniej chodziła), no i ten ich rozmiar generujący konieczność używania butów nie dwa numery większych ale cztery. Koszmar dosłownie. Następne ortezy my, tzn. ja i mój małżowin, ze stawem ruchomym skokowym widzimy, a i pan Janek widząc jak Asik bez łusek chodzi skłania się ku temu, ale najważniejsza opinia ortopedy jest i koniec. Bo od tego będzie też zależało czy nowe ortezy będą wykonane z tworzywa czy włókna węglowego.

W oczekiwaniu na wizyty utrzymujemy dotychczasowe ćwiczenia plus dwa nowe, kładące nacisk na mięsień prosty uda, najważniejszy podczas chodzenia. Wracamy też do stania w pionizatorze, choć wiem doskonale, że ciężko będzie znaleźć na to czas. Rzeczywiście najłatwiej jest dopóki dziecko do szkoły nie pójdzie.

Pozdrawiam serdecznie,
Marta.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Brawo dla Asi, może będzie jakiś filmik jak Asia chodzi całkiem sama?
I brawo dla Mamusi za wielki trud włożony w ten sukces.
Pozdrawiam cieplutko
Ewa

Anonimowy pisze...

Marta gratuluję Tobie i Asi tak ogromnych postępów w rehabilitacji.
Pozdrawiam edyyta

Marta pisze...

Serdeczne dzięki, dziewczyny. Gratulacje należą się także Jurkowi, bo odkąd Asia została pierwszoklasistką to on właśnie z Asią ćwiczy. Moją domeną jest Asikowa nauka. Praca z Myszką pochłania o wiele więcej czasu niż rehabilitacja, a także jest bardziej wyczerpująca psychicznie, niestety.
A filmik? Jeden już zdaje się jest na blogu, ale chętnie nakręcę nowy. ;)
Pozdrowionka, buziaczyska,
Marta.