Hej, hej. Już na dzieńdoberek muszę się pochwalić porannym wyczynem Asi. Nie dość, że dzień wstał śliczny, pełen słoneczka, co od razu poprawiło mi nastrój po ostatnich dniach przypominających raczej listopadowe, to jeszcze TAKA niespodzianka.

Otóż Myszka, nagabywana od czasu do czasu prośbami "Zacznij no wołać na kibelek, bo przecież potrafisz", po przebudzeniu zażądała podstawienia tronu. I słusznie, słusznie, bo pojawiło się w nim i siusiu, i dorodny kupsztal.

Szkoda tylko, że cewnikowanie potwierdziło, że Myszka nie wypróżnia pęcherza do końca, ale to nic. Może z czasem wszystko zmieni się na lepsze...? W każdym razie nie tracę nadziei na to, jak i na to, że te kibelkowe przebłyski staną się w końcu rutyną. Przecież wszystko może się zdarzyć, prawda?
3 komentarze:
wszystko może się zdarzyć...i zdarzy się....
I trza w to wierzyc... Bysiek też posadzony na kibelek czasem kupkę zrobi (jest to oczywiście czysty przypadek), a i siuśki tam lądują, ale tak jak u Asiola później cewnik i niestety zawsze jeszcze wyciągamy resztę... No cóż... trza wierzyc... :)
Kaju, dobrze prawisz. Wiary nie można tracić. A Twoje słowa, Ewciu...cóż...oby się sprawdziły.:)
Pozdrówka, buziaki.
Prześlij komentarz