poniedziałek, 28 stycznia 2008

Płacić? Nie płacić? Oto jest pytanie...

I znów zastanawiam się, czy byłam zaślepiona radością z przyjęcia Asi do przedszkola, czy po prostu dopiero teraz zaczyna się dziać fatalnie...
Już wychodziłam z Asią do domu, gdy dorwała mnie pani z prośbą bym wpłaciła 5 dych, bo po tyle rodzice składali się na wszystko, co konieczne do prac plastycznych z dziećmi. "Rozumiem, że minus kwota za 3 miesiące?" - przypomniałam z uśmiechem, że Asi nie było w przedszkolu tyleż czasu. "No co też pani mówi?!" - żachnęła się pani M. i w ten oto sposób nastąpiła niezbyt uprzejma wymiana zdań.
Cóż, osobiście uważam, że nie powinnam wpłacać całej kwoty, skoro przez 3 miesiące moje dziecko nie miało nawet możliwości posiłkować się cudzym, pani zaś, że owszem, że muszę, bo by się inni rodzice...obrazili (stały argument na każdą okoliczność, jak zauważyłam), bo inne dzieci także chorują.
Tylko niech wskaże mi drugie takie dziecko, którego rodzice przez trzy miesiące płacą czesne w wys. 250 zeta tylko po to, by utrzymać miejsce. Rzecz rozbija się o kwotę, od której nie zubożejemy (15 zeta), jednak chodzi o zasadę. Dlaczego mam płacić za coś, z czego moje dziecko nie korzystało? Przecież podczas nieobecności nie zużywało także wody, srajtaśmy, ręczników papierowych, mydła, o ile mniej kubeczków i talerzyków było do mycia...To w końcu oszczędności dyrekcji jak by nie było. No i nikt nie musiał pilnować Asi, a pensję dostał w całości, m.in. dzięki naszym regularnym wpłatom.
I tak się zastanawiam, czy wpłacając całość nie dopuścić do dalszej dyskusji n/t (chciałam wyjść jak najszybciej, aby Asia nie zgrzała się, więc obiecałam, że porozmawiamy innym razem), czy też postawić na sprawiedliwe potraktowanie...Mój małżowin - mimo, że ugodowy bardzo i często machnie ręką byleby tylko uniknąć niesmaku - twierdzi, że nie powinnam płacić całości. A wy? Jak sądzicie?
Wiecie co? Czasami nachodzi mnie sentyment i tęsknię do czasów zamierzchłych. Tak, komunizm jednak miał nieco dobrych stron. M.in. za przedszkola "starszyzny" płaciłam przysłowiową złotówkę, co wynikało z dochodu na łebka w rodzinie i ówczesnej polityki prorodzinnej. A jednak nikt z personelu nie śmiał rozmawiać ze mną w tak obcesowy sposób, jaki jest od jakiegoś czasu właściwy pani M. i nigdy nie bałam się powiedzieć, że z czymś się nie zgadzam. Teraz człowiek słono zasila prywatną placówkę i jeszcze musi siedzieć cicho, bo na niego nakrzyczą ile siły w gardle, że ma czelność o coś się upominać...
A może to inaczej jest? Może to zwyczajne wykorzystywanie mojego i Asieńki położenia? Świadomość, że nie wyjdę trzaskając drzwiami...? Mobbing psychiczny, bo gdy nie powstrzymam języka, to rozwiążą ze mną umowę...? Nie wiem oczywiście, ale takie mam odczucia, niestety...
PS. Pewnego dnia chciałam odebrać z przedszkola wszystkie przybory (kredki, nożyczki, farby takie i siakie, pędzle itp. itd.), na które wydałam kilkadziesiąt złotych na początku roku szkolnego 2006/07. Byłam pewna, że to nie będzie stanowiło problemu, skoro Myszka już z końcem października zaczęła chorować i chodziła do przedszkola w wielką szkocką kratę, a od lutego nie chodziła już wcale (wypisałam ją przed operacją), ale byłam w błędzie. Okazało się bowiem, że to wszystko zostało wyrzucone do śmieci podczas porządków. Taaak...to święta prawda, że ludzie zwykle szanują tylko to na co sami w pocie czoła zarobią...
Dobrej nocy, kochane. Spadam zastanawiać się, jak postąpić...

PS. Zastanawiam się, czy pani "krzykalska" będzie uprzejma przeprosić mnie za swoje zachowanie...

5 komentarzy:

KajaS pisze...

Cholercia, Nie wiem co napisac.. Co Wy to za przedszkole macie??? Ja bym chyba walczyła, bo tak jak wspomniałaś chodzi głównie o zasadę, a nie o samą kasę... Bo cos tu jednak jest trochę nie fair. I nie mogę uwierzyc, że przybory z zakończonego roku po prostu lądują w śmietniku. Jestem w szoku. No i jeszcze to czesne które musicie płacic w całości, żeby miejsce utrzymac.... Zrób Martek jak Ci serce dyktuje,ale zbyt łatwo się nie poddawaj...

Kasia pisze...

Ja nie płacę czesnego za styczeń i za luty.Taką mam umowę.A nawet jakby chodził to wtedy płacę ale już za posiłki nie.I na farbki itd też nie płacę.
I masz rację pisząc o wykorzystywaniu naszej sytuacji,że jak popyskujesz to Ci dzieciaka wywalą.Ja też czasem boję się odezwać z tego samego powodu.

Kurcze,nieciekawie w tym przedszkolu.Doskonale wiem ile Cię to nerwów kosztuje.Bo nam wydaje się coś oczywistością a ktoś ma mega blokady w mózgu i nie docierają racjonalne argumenty.

Mam nadzieję,żę jakoś to się Wam wszystko poukłada.
Pozdrawiam z pochmurnego Stargardu.

ewka00@onet.eu pisze...

jeśli można ( po uprzednim wytłumaczeniu pani, jeśli tego nie rozumie)...to oczywiście - nie płacić...z jakiej racji...jeśli chodzi o te wyrzucone rzeczy Aśki...może inne dzieci je zużyły...nie wiadomo... a co do zamierzchłych komunistycznych przedszkoli, to owszem-opłaty były mikre, ale czy dzieciom było tam dobrze? sama pamietam karmienie na chama wszystkich dzieci po kolei ( wymiotowały ) , leżakowaniem - pod przymusem(trzeba było mieć oczy zamkniete , aby pani nie była zła) i różne inne takie sprawy...

Marta pisze...

Wiesz co, Ewciu? Ja nie mam takich przykrych wspomnień z przedszkola. Znaczy się moje dzieci nie mają. Cała trójka chętnie chodziła i każde było nieszczęśliwe, gdy musiało zostać w domu. Możliwe, że szczęście miały do nauczycielek z powołania? Faktem jest, że każda była uwielbiana i przez wiele lat odwiedzana przez moje pociechy, kiedy tylko to było możliwe. Czasem jeszcze wpadam na którąś z nich i za każdym razem jestem na nowo zaskoczona, że kojarzą mnie z moimi dziećmi pytając co tam słychać u Witka, Agnieszki czy Uli.Po tylu latach! Miłe, prawda? I świadczy o tym CZYMŚ.U "nas" leżakowanie nie było żadnym przymusem. Takich niechętnych poobiedniemu odpoczynkowi delikwentów panie gromadziły w osobnej sali i prowadziły z nimi jakieś zajęcia. Ja naprawdę z rozrzewnieniem wspominam tamte czasy przedszkolne. Mimo komuny było wzajemnie porozumienie i kompromisy, bo liczyło się w pierwszym rzędzie dobro dzieci. Tak, najwyraźniej mieliśmy szczęście do przedszkola - do dyrekcji i całego personelu

KasiaO pisze...

Kurczę, jak ja nienawidzę takich sytuacji..., ale bym sie zawzieła i nie zapłaciła.