środa, 14 marca 2012

Od dzisiaj nie odrabiamy zadań we środy

Jutro Joasia pójdzie do szkoły bez odrobionych zadań i to za moim przyzwoleństwem, zgodą i błogosławieństwem. I to bynajmniej nie z powodu takiego mojego kaprysu.

Zdaję sobie sprawę z tego, że z wielkim prawdopodobieństwem jej wychowawczynie zaglądają tutaj, ale nie znaczy to jednak, że nie mogę tu napisać o sprawach, które nie zyskują mojej akceptacji, a czasem wręcz budzą wyraźny sprzeciw.

Na październikowym czy listopadowym zebraniu został poruszony problem przejścia ze środowej zmiany popołudniowej na czwartkową poranną. Konkretnie zaś chodziło o odrabianie lekcji na czwartek. Wziąwszy pod uwagę higienę pracy i duchowe potrzeby dziecka, wszyscy rodzice zgodnie zaapelowali podczas wspomnianego zebrania o niezadawanie lekcji we środy.

Wydawało się, że prośba została przyjęta ze zrozumieniem. Otrzymaliśmy zapewnienie, że w środy dzieci nie będą mieć zadawanych lekcji. Niestety, na krótko odetchnęliśmy z ulgą i po powrocie do domu po 16-tej dzieci miały czas na odpoczynek, obiad i spędzenie czasu z rodzicami na zabawie i rozmowie, a Joasia dodatkowo na rehabilitację i pójście spać o porze gwarantującej odpowiednio długi sen.

Wszelkie aluzje do złożonej (a nie dotrzymanej w sumie)nam rodzicom, obietnicy pozostały bez echa. Wczoraj, przy wtórze obecnych przy rozmowie rodziców w końcu przypomniałam o niej pani M. wprost. I co? Aż mi się niecenzuralne słowo ciśnie na usta, bo w odpowiedzi usłyszeliśmy, że jej dziecko po całym dniu wraca ze szkoły o 20-tej i też musi się jeszcze uczyć, choć następnego dnia także ma na rano. Porównywanie 9-latków z licealistą i to przez pedagoga cokolwiek nietrafione.

Pani M., która krytykując wielokrotnie popołudniową zmianę, że to fatalny pomysł, bo dzieci popołudniu już są na tyle zmęczone, że nie potrafią się skupić i skoncentrować co utrudnia nauczycielom pracę dokłada im jeszcze do domu! Czasem odnoszę nawet wrażenie, że robi to złośliwie. Tak jak dzisiaj na przykład. Nie dość, że ćwiczenia z matematyki i polskiego, to jeszcze wierszyk o wiośnie do ułożenia!

Do dzisiaj starałam się bardzo, by Joasia w pełni przygotowana szła w czwartki do szkoły. Pilnowałam, aby odrobiła wszystkie zadania z ciężkim sercem pozbawiając ją zabawy i rehabilitacji, że o spacerze, jaki zdecydowanie przydałby się po kilku godzinach spędzonych w szkole (10-16) nie wspomnę. Ale dzisiaj mnie już zwyczajnie trafiło i - choć tak naprawdę źle mi z tym - postanowiłam mieć w takim samym poważaniu polecenia pani w jakim ona ma nasze uzasadnione prośby.

Do wieczora Joasia dała radę odrobić tylko część lekcji i trudno. Była już tak zmęczona, że nie miałam sumienia jej dręczyć, bo pani kazała. I nie zamierzam dziecka zadręczać. Wiosna tuż tuż i z większym pożytkiem dla niej będzie popołudnie spędzone na placu zabaw/rowerze niż nad książkami, z których o takiej porze i tak właściwie nic do głowy nie wejdzie.

Jest jeszcze kilka spraw, które szalenie nie podobają mi się, ale pisanie o nich dzisiaj już sobie daruję. Napomknę jedynie, że chodzi o kwestie związane z lekturami, sprawdzaniem zadań domowych, a w przypadku Joasi dodatkowo z rewalidacją.


Pozdrawiam, Marta

3 komentarze:

KajaS pisze...

No to wesoło macie... :(
Tylko co będzie jak oceny złe za brak zadania/nieprzygotowania będzie dostawała? Ehhh, ciężkie jest życie ucznia i jego rodziców.
Pozdrawiam :)

Anonimowy pisze...

Bardzo słuszna decyzja, sytuacja z zadaniami w tym dniu jest absurdalna, szkoda, że pewnie nie da się zmobilizować reszty rodziców do tego... Tak czy siak nie warto męczyć Asi, nic wielkiego tymi zadaniami nie skorzysta a jedynie może się zniechęcić.
Pozdrawiam
Ewa

Anonimowy pisze...

Popieram Marta twoje Podejście! Lepiej mieć taką postawę niż odrabiać lekcje za dziecko, albo dopuścić by spisywało od kolegów na przerwie. A umowa to umowa i koniec kropka.

A żeby było Wam miło napiszę: coś sympatycznego

Armiatka.