wtorek, 24 maja 2011

Z 25 maja "zrobił się" 27, czyli operacja przesunięta

Asikowi miało w brzuszku burczeć z głodu, bo kolacji w przeddzień operacji pacjenci nie dostają, a tymczasem obęckana słodyczami ze swojego przyjęcia imieninowego śpi smacznie we własnym łóżku.
Tak, tak. Jesteśmy w domu. Wczoraj wyczekałyśmy się kilka godzin (na szczęście w bardzo sympatycznym towarzystwie nowopoznanego niezwykłego Jasia i jego mamusi) w przychodnianej poczekalni zanim weszłyśmy do gabinetu dr Kaweckiego po to tylko, by dowiedzieć się, że moje dziecię musiało odstąpić termin innemu. Niby rozumiem...maluszek ma guza mózgu i raczej czekać nie może, ale z drugiej strony...Cóż, plany to plany...wszystkie inne sprawy ułożyliśmy uwzględniając ów termin...Ech...Jak pech to pech. Njabardziej mi żal, że z tego wszystkiego Myszka na pielgrzymkę pierwszokomunistów do Ludźmierza pojechać dzisiaj nie mogła, bo z uwagi na zaplanowany pobyt w szpitalu nie zapisałam jej...
Przyjęcie do szpitala mamy jutro. Dobrze chociaż, że pan doktor zbadał Asiolka i wypełnił kartę przyjęcia, więc ponowne wyczekiwanie w kolejce mamy z głowy i tylko rozmowę z anestezjologiem mamy do zaliczenia.

Operacja ma zostać przeprowadzona w piątek, 27 maja.
Msza w Ludźmierzu została podobno odprawiona w intencji Joasi, ale Was także proszę o krótką modlitwę. I o zaciśnięcie kciuków także.
Pozdro,
Marta.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

mowisz i masz...nie martwcie się, będzie dobrze;) trzymamy kciuki.

KajaS pisze...

I ja dołączam się do trzymania kciuków za Asiola. Bardzo, bardzo, bardzo mocno!!!!