Godzinę temu wróciliśmy z Poznania. Po drodze zostałam wyprowadzona nieco z równowagi. Jakieś 50 km przed Poznaniem odebrałam telefon z kliniki, że wizyta musi być przełożona, bo w środy nie ma pani Małgosi pomagającej panu Profesorowi przy gipsach. Nie wiedzieli o tym, gdy zaklepywałam termin wizyty?! Uważam, że zmiana recepcjonistek nie wyszła pacjentom na dobre. Nowym paniom trudno jest nawet zrozumieć, że po operacji pacjent nie może czekać na wizytę dwa czy trzy miesiące, tylko musi zostać przyjęty w wyznaczonym w epikrycie dniu, i za każdym razem musiałam się szarpać, a tu jeszcze to. Ech!
Do celu dojechaliśmy jako drudzy, a i tak wyczekaliśmy się na wizytę, bo Profesor dotarł spóźniony dwie godziny. Na szczęście wizyta przebiegła sprawnie, a Asia nie zdążyła nawet jęknąć. Nie spodziewała się bowiem (zresztą nie spodziewał się tego także pan Profesor), że dzięki "sprawnej" pomocy tatusia (ktoś musiał zastąpić nieobecną p. Małgosię i na niego padło), który nie zauważył, że drut zaczepił się o watę gips wyściełającą, drut zostanie z nóżki usunięty jednocześnie z gipsem. Ha ha ha.
Jednak gipsu tak do końca nie pozbyliśmy się. Przecięty z boku przez następne dwa tygodnie ma służyć jako łuska, ściągana tylko do kąpieli, ponieważ albo nie ma jeszcze pełnego zrostu, albo tylko na RTG nie jest widoczny. Ale oficjalne pozwoleństwo na umiarkowane chodzenie Asia otrzymała i aż dziw, że Profesor nie skomentował brudnego gipsu świadczącego o tym, że ostatnich przynajmniej dni nie spędziła wyłącznie na wózku, stając tylko od czasu do czasu zgodnie z jego zaleceniem na poprzedniej wizycie. W każdym razie z RTG stóp wynika, że wszystko - poza tym zrostem - jest w porządku i ogólnie Profesor jest zadowolony z wyniku operacji.
Wybierając się na RTG stóp postanowiliśmy z Jurkiem zrobić przy okazji RTG kolanka i jak okazało się, był to całkiem niezły pomysł. Pan Profesor mógł ocenić jego stan i przekazać nam naprawdę dobre wieści - blaszki działają zgodnie z oczekiwaniami i przykurcz powoli cofa się. Mając dziecko na co dzień trudno z całą stanowczością stwierdzić zachodzące powolutku zmiany. Niby widzieliśmy, że nóżka w kolanku prostuje się, ale wątpliwości, czy czasem nie widzimy tego, co widzieć chcemy mieliśmy, więc tymi słowami Profesor potwierdził nasze przypuszczenia i uspokoił. Jejku, tak bardzo cieszę się, że przed październikową operacją udało mi się złamać upór małżowina twierdzącego, że jeśli już ma być operowane Asikowe kolanko to porządnie, czyli z zastosowaniem osteotomii nadkolanowej, i przekonać go do "eight plate".
Następna wizyta kontrolna dopiero za ok. 3 miesiące, więc od Poznania trochę odpoczniemy. Jednak bliskich spotkań ze skalpelem to jeszcze nie koniec w tym roku (dla mnie rok trwa od września do czerwca).
W najbliższy poniedziałek, 23 maja, Asia zostanie przyjęta na oddział neurochirurgiczny w Prokocimiu. Na 25 maja został bowiem zaplanowany zabieg odkotwiczenia rdzenia kręgowego. To będzie już ósma operacja, ale pierwsza, której naprawdę bardzo bardzo się boję...Mamy wiele do zyskania, ale też wiele, wręcz więcej do stracenia...
Pozdrawiam serdecznie,
Marta.
Marta.
1 komentarz:
Nie bójcie się, wszytko będzie OK, w tej dziedzinie fachowców mamy w Krakowie naprawdę dobrych. Pozdrawiam serdecznie, trzymam kciuki! Ulik (mama Frania).
Prześlij komentarz