Ceremonia I Komunii Świętej przeszła do historii.
"Zośka" tradycyjnie była zimna, a i deszczu nie poskąpiła. Choć trochę szczęścia jako pierwsza tura mieliśmy, bo rozlało się dopiero gdy wychodziliśmy już z kościoła.
Wbrew obawom podczas mszy Asia nie obgryzała paznokci ani w nosie nie dłubała, jak to się jej zdarzyło podczas prób. Za to zgodnie z nimi nie podeszła do klęcznika. Podczas prób nie było problemu, a wczoraj klopsik-mopsik, jak mówi Asik. Być może to stres, bo i tłum ludzi i kamerzyści, i fotograf, a może dziewuszka siedząca obok ciągle napominająca Asiolka, aby uklękła jak inni. W każdym razie to nasze dziecię nawet popłakało się i już wiedziałam, że będzie problem. Dobrze, że oboje z Jurkiem mieliśmy zarezerwowaną "miejscówkę" w pobliżu pierwszej ławki, w której nasze dziecię siedziało i można było małą buntowniczkę (?) siłą doprowadzić do celu.
"Zośka" tradycyjnie była zimna, a i deszczu nie poskąpiła. Choć trochę szczęścia jako pierwsza tura mieliśmy, bo rozlało się dopiero gdy wychodziliśmy już z kościoła.
Wbrew obawom podczas mszy Asia nie obgryzała paznokci ani w nosie nie dłubała, jak to się jej zdarzyło podczas prób. Za to zgodnie z nimi nie podeszła do klęcznika. Podczas prób nie było problemu, a wczoraj klopsik-mopsik, jak mówi Asik. Być może to stres, bo i tłum ludzi i kamerzyści, i fotograf, a może dziewuszka siedząca obok ciągle napominająca Asiolka, aby uklękła jak inni. W każdym razie to nasze dziecię nawet popłakało się i już wiedziałam, że będzie problem. Dobrze, że oboje z Jurkiem mieliśmy zarezerwowaną "miejscówkę" w pobliżu pierwszej ławki, w której nasze dziecię siedziało i można było małą buntowniczkę (?) siłą doprowadzić do celu.
Na próbie generalnej
Jeden z dwóch tortów wyczarowanych przez Matkę (ten, który wjechał na stół, drugi - ten "na wynos", był nieco skromniejszy)
Jeszcze rzut okiem na salon, w którym wydaliśmy przyjęcie komunijne
Dzieci powoli ustawiają się przed kościołem
W oczekiwaniu na "przemarsz"
Po lewej proboszcz, po prawej ukochany przez dzieci ksiądz katecheta, pieszczotliwie nazywany przez wszystkich (dorosłych także) Dziubkiem
Asia podążała do ławki na czele kolumny (tatuś tylko wprowadził ją do kościoła)
Słowa pieśni gdzieś z główki umknęły, na szczęście były wyświetlane
Katecheta podszedł z pełnym zrozumieniem Myszkowych problemów i umówił się z nią, że gdy wszyscy klękają ona siedzi, gdy stoją staje także, lech gdy zabolą ją nóżki to może usiąść
A tu już w domku - Asia czyta treść zaproszenia, najgłówniejszego prezentu z okazji komunii, na który zrzucili się goście. Jeszcze nie zdążyła doczytać o co kaman. A po prawej mój brat, Bartek.
Trzeba marzyć, bo marzenia są siłą napędową człowieka. Zwłaszcza wtedy, kiedy się spełniają. Asikowi spełniły się 2 w 1 - lot samolotem i wycieczka do Disneylandu - dzięki Ulci (mojej najstarszej córce, a chrzestnej swojej najmłodszej siostrzyczki), która wpadła na ten pomysł.
Z popołudniowej mszy świętej Myszka wróciła z obrazkiem
A to już pierwszy dzień białego tygodnia. Słoneczny, więc można było focić na zewnątrz.
Dzisiaj Myszka pięknie sama podeszła do klęcznika.
Chciałoby się powiedzieć "Uff! Jeszcze tylko wesela", ale nie powiem. Po komunii Agnieszki tak rzekłam, a trzy lata później na świat przyszła Asia. Lepiej nie wywoływać wilka z lasu.
Pozdrawiam serdecznie,
Marta.
Marta.
5 komentarzy:
Super fotki, a Asia bardzo ładnie wyglądała :)
No więc Marto... nie wywołuj, jeśli nie chcesz losu skusić ;)
Super fotorelacja. Asia wyglądała ślicznie, prezent rewelacyjny :)
edyyta
Powtórzę się, ale Asia wyglądała przepięknie.
Stres w takim dniu jest ogromny, Asia i tak świetnie dała sobie radę.
edytak
Łza w oku mi się kręci... Ściskam
Serdeczne dzięki za miłe komentarze. Pozdrówka cieplutkie podsyłam.
Prześlij komentarz