piątek, 17 grudnia 2010

Czekamy na ortezy

Zima w pełni, a my właściwie w domu siedzimy, z powodu...gipsów. Co prawda 7 grudnia w gabinecie profesora, który uważnie obejrzał najświeższe RTG stóp, zapadła decyzja "ściągamy", jednak w rzeczywistości Asia nadal je nosi. Przecięte wzdłuż (chałowo, bo po bokach, co je mocno osłabiło z uwagi na wcześniej wycięte po bokach okienka w miejscach drutów)Jako erzac ortez, bo nowe nie wcześniej niż połowie stycznia będzie miała. I to tylko wówczas jeśli sprawy pomyślnie się potoczą.
W każdym razie 9 grudnia byliśmy w Görlitz, gdzie mieszczą się zakłady sprzętu ortopedycznego Rosenkranz - odlew Asikowych nóżek został zrobiony, miara zdjęta, wywiad zrobiony. Przymiarka 30 grudnia i właściwie to by było na tyle. Gotowe, wg umowy z technikiem, mają zostać nam przysłane, ale w praktyce może to wyglądać zupełnie inaczej, bo z niezrozumiałych względów nie chciano przyjąć naszego zamówienia na buty. Mamy z tym czekać do przymiarki, bo niby nie wiadomo, jakie buciki będą do tych łusek pasowały. Dziwnym wydaje się ten fakt, ale trudno. Trzeci raz do Niemiec raczej nie będziemy jechać tylko z powodu butów. Najwyżej nie kupimy ich wcale, bo niespecjalnie spieszymy się do tego, by wydać na jedną parę kilkaset złotych. Martwi mnie tylko pewien "haczyk". Jak powiedziano nam buty u nich kupić musimy, bo w przeciwnym razie nie uznają nam reklamacji ortez w razie...ich złamania. Też zastanawiające. No bo jak orteza może się złamać?
Same ortezy, które dopasowano do potrzeb Asi zgodnie z zaleceniami pana profesora przedstawiają się zachęcająco (pokazano nam takie wykonane dla innego dziecka), jednak mimo bardziej profesjonalnego podejścia do pacjenta/klienta (ważnymi informacjami dla technika okazały się m.in. wysokość, na której wystąpił rozszczep kręgosłupa a także waga dziecka) nie mam pewności, czy zadowolona będę bardziej niż z usług SOL-a. Tam przynajmniej nie zmuszano mnie do zakupu butów strasząc utratą gwarancji. Mam jednak nadzieję, że ostatecznie nie będę żałowała wydanych na łuski prawie 4 tysięcy, nie licząc kosztów podróży do Niemiec.
Z uroków zimy nie korzystamy, bo Myszka nie ma butów zimowych. Żeby wlazły na gipsiory to chyba swoje musiałabym jej zakładać. Na szczęście(?) jest bardzo zimno (dziś np. -17 C)tak, że mojemu dziecięciu wcale nie marzy się żaden spacer ani wyjście na sanki. Ku mojej uciesze, oczywiście.

Pozdrawiam ciepło,
Marta

Brak komentarzy: