niedziela, 28 listopada 2010

Zima zagościła, nie wiadomo po co...

No i sypnęło śniegiem. Nie za wiele co prawda i bałwana ulepić nie ma jeszcze jak, ale wokół jest biało. Prognozy na najbliższe dni nie są optymistyczne dla nie-narciarzy - ma sypać ponoć obficie, co znacznie bardziej mnie przeraża niż zapowiadany dość mocny mróz.
Już widzę siebie z mozołem ciągnącą Asię na sankach prawie 100 m pod górę, z ciężkim jak diabli plecakiem (to dopiero druga klasa, a co będzie w wyższych?) na ramieniu i fotelikiem pod pachą. Ojciec Asi z wygody nie odśnieży tych paru metrów potrzebnych do rozpędzenia się przed wyjazdem pod górę, bo jemu to akurat niepotrzebne. Nie zamierza wstawać kwadrans wcześniej, bo to ja "siedzę" w domu i mam to robić. I nie ma dyskusji. Tymczasem ja zwyczajnie nie mam już sił na przerzucanie śniegu, a kierowca przyjeżdżający po Myszkę nie zjedzie na dół w obawie przed utknięciem nie wiadomo na jak długo. I taki oto rysuje się przede mną scenariusz na wiele długich tygodni. W ogóle to uważam, że śnieg powinien padać od Myślenic w stronę południa.
Asia też niespecjalnie cieszy się z zimy. Cóż, w tym roku nici z nart, jeśli już to - jak powiedział pan profesor - dopiero pod koniec sezonu. Tyle tylko, że jej tata, najpierw zapaliwszy ją do nauki jazdy już w poprzednim sezonie wymigiwał się od wspólnych wypraw na stok i wiele wskazuje na to, że to się nie zmieni. Szkoda, bo teraz z naprawionymi nóżkami mogłaby sobie Asia zacząć naprawdę fajnie radzić. Ach, jak żałuję, że nie jestem wytrawnym narciarzem i nie mogę sama Asika na narty zabierać...
Widok za oknem w sposób naturalny przywołuje myśl o nadchodzących świętach i ukradkowej wizycie świętego Mikołaja. Jak na razie chyba nikt jeszcze nie uświadomił Myszki kim w istocie jest ów Mikołaj. W każdym razie nic mi o tym nie wiadomo i jeśli tak jest, to niech tak zostanie jak najdłużej. Ale z drugiej strony...Asia skryta dosyć jest. Jak co roku podekscytowana czeka na tę tajemniczą noc, jednak tym razem, mimo że już sprawnie pisze i nie ma już potrzeby prosić kogokolwiek o pomoc, podarowała sobie list do świętego. "Zadowolę się tym, co mi Mikołaj przyniesie, a może sam się domyśli, że chciałabym dostać "Skaczące małpki", skwitowała moje zachęty do napisania listu, więc pewności, czy wierzy, nie mam. Może nie chce się zdradzić, bo jak długo się wierzy w świętego Mikołaja,tak długo dostaje się prezenty...?
A ja chętnie napisałabym list do Mikołaja, gdyby tylko spełnienie życzenia możliwe było. Wiecie o co poprosiłabym pięknie? O wiosnę.


Pozdrawiam cieplutko,
Marta.

4 komentarze:

Unknown pisze...

Ja też nie cierpię śniegu...i męskiego spojrzenia na rzeczywistość...
Pozdrawiam
Agnieszka

Anonimowy pisze...

No ja też w tym roku nie chce śniegu..więc jest nas więcej :)
DorotaHubert

KajaS pisze...

Eee tam, ja śnieg lubię, ale nie cierpię błota pośniegowego i takiej chlapy jak mamy dziś za oknem :)

Marta pisze...

Jakbym miała Marka nie Jurka lub przynajmniej mieszkała w bloku, to też bym lubiła. :) ;)

Pozdrówka serdeczne dla Was dziewczyny. :))))