piątek, 8 października 2010

Minął tydzień od operacji

Asia czuje się już całkiem nieźle. Od trzech dni dom znów rozbrzmiewa jej radosnym śmiechem, szczególnie wtedy, gdy Nesi palma odbije i goni po oparciach foteli albo na firankach się wiesza. Apetyt powoli powraca, co objawia się układaniem konkretnego wydumanego menu, głównie obiadowego. Matka nieznosząca gotować, ale dziecię kochająca nad życie jak chyba nigdy dotąd wykazuje się najwyższym stopniem zrozumienia i przechodzi niezłą szkołę cierpliwości kiwając się nad garami. "Jestem taka szczęśliwa, że zjadłam taki pyszny obiadek" - takie słowa są jednak warte największych poświęceń, prawda?
Od powrotu do domu Asia okupuje salon. Materac rzucony na podłogę ułatwia Matce wszelkie zabiegi i manewry, dziecku zaś zapewnia pełne bezpieczeństwo. Bo dziecko kręci się w nocy i z łózka spaść by mogło, a tak to daleko nie zaleci jakby co. No i telewizor jest dostępny i Myszka pomiędzy zabawą i nauką bez utrudnień może oglądać programy na swoich ulubionych kanałach (Animal Planet, Discovery, National Geographic itp.) Poza tym przez tarasowe oknodrzwi może obserwować, co dzieje się na zewnątrz, bo przez okno w swoim pokoiku to tylko na niebo mogłaby spoglądać.
Generalnie jest już dość aktywna, niemniej jednak zmęczenie daje o sobie znać częściej niż zwykle. Przed zabiegiem mowy nie było o tym, by wciągu dnia poleżała sobie, a teraz chętnie to czyni. Zresztą jak długo można wysiedzieć jednym cięgiem?
Odrabianie lekcji jest na porządku dziennym, ale idzie chwilami ciut ciężko, bo Asiolek i męczy się szybciej i tempo pracy nadal ma niezbyt szybkie. Mam niejasne przeczucie, że do szkoły wróci z pewnymi brakami w zeszytach ćwiczeń, ale w zeszłym roku dałyśmy radę (z nadmiarem tego, co w domu musiałam z Asią robić), to i teraz sobie poradzimy.

Z gipsami moje dziecko już się zaprzyjaźniło. Na czas określony oczywiście i już snuje plany, co też robić będzie, gdy się ich już na amen pozbędzie. Przede wszystkim zamierzała pobawić się w piaskownicy, słabo, jak to dziecko, orientując się w upływie czasu i wynikających z tego zmianach w aurze. Matka brutalnie sprowadziła dziecię na ziemię, bo jak dobrze pójdzie to nóżki odgipsowane mieć będzie dopiero w okolicach Bożego Narodzenia, ale dziecię zgodne bardzo jest i zamiast babek z piasku bałwana lepić będzie.
Tak więc z gipsami pełna komitywa, Matka zaś miała już okazję docenić fakt, że nie są pełne. Otóż we czwartek spuchły Myszce paluszki lewej stópki. Wyglądały naprawdę niepokojąco. Na szczęście nie trzeba było "na sygnale" do Poznania jechać, bo Matka odbandażowała gipsową rynienkę (niewidoczna dotąd stópka była od góry taka...taka "pomięta"), przybandażowała ją luźniej, i rano było już wszystko w porządku. Teraz jeszcze tylko trzeba uporać się z odleżynką, jaka mimo dbałości należytej pojawiła się w miejscu, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę. Mam nadzieję, że i tym razem sprawdzi się Iruxol Mono.
To by było na tyle w mało telegraficznym skrócie. Ha ha ha. Zapraszam jeszcze do obejrzenia fotek. Co prawda poprosiła o nie Dorotka, ale Wam też pozwalam.

Z towarzyszem niedoli w oczekiwaniu na operację





Bajki, pogaduszki telefoniczne to coś co skraca czas oczekiwania



Tuż przed odniesieniem na blok operacyjny Mysia całkiem przytomnie główkuje, jakby tu ograć tatusia



Poranek, 9 godzin po operacji



Niedziela, druga doba po zabiegu



Dziś byłyśmy na pierwszym spacerze. Co prawda nie udało się dostosować do aktualnych Asikowych potrzeb wózka aktywnego, ale za to Maclaren, którego przezornie nie sprzedawałam, "poddał" się "czarom" mojego małżowina.



A takie piękne maliny rosną w naszym ogrodzie. Tzn. rosły, bo zniknęły w Asiolkowym brzuszku.



Pozdrawiam Was cieplutko i życzę miłego weekendu,
Marta.

8 komentarzy:

Dorota Magda pisze...

Oj, jak ja się cieszę że Asiolek w dobrej formie jest :)
Za zdjęcia serdecznie dziękuje, świetne jak zawsze :)

KajaS pisze...

Jakie Asia długie włosy ma.... ślicznie wygląda.
Bardzo się cieszę, że dobrze znosi rekonwalescencję :)

Anonimowy pisze...

Wpadłąm tylko się przywitać i zaniemówiłam... wrócę na spokojnie i na dłużej. Przytulam cieplutko.
zolza63.blog.onet.pl

Unknown pisze...

Co za ulga czytać dobre wieści. Pozdrawiam i dalszego powodzenia w rekonwalescencji życzę.
Buziaki
Agnieszka

Martavaneck pisze...

Mam nadzieje ze wszystko ok. Trafilam na bloga przypadkiem szukajac informacji o chorobach pecherza... Mysle ze bede czesciej wpadac i trzymam kciuki za szybko powrot do zdrowia. Marta

Anonimowy pisze...

Super, że tak świetnie sobie radzicie :)
e.

Anonimowy pisze...

Cieszę się ,że Asieńka dobrze wszystko zniosła:)i wraca do formy:)fotki śliczne .Życzę Asi szybkiego powrotu do pełni zdrówka i przytulam mocno:) kaja

Marta pisze...

Jesteście kochane. Każda, bez wyjątku. Miło, miło czytać Wasze komentarze, więc o kolejne proszę. ;)
Pozdrawiam cieplutko każdą, bez wyjątku, hi hi, no i witam serdecznie w naszych wirtualnych progach "Zołzę (to ja powinnam mieć taki nick, ha ha ha) i Martę.
Buziaki.