poniedziałek, 28 grudnia 2009

Poświątecznie

Morfeusz nie lubi mnie dzisiaj. Pewnie nie ma ochoty na bliskie kontakty ze zdenerwowaną babą i tyle. Tylko co mogę poradzić, skoro odkryłam durny przepis, zgodnie z którym pomoc finansowa na usamodzielnienie będzie przysługiwała naszej Ani dopiero po ukończeniu nauki? Teraz tylko rzeczowa i to w ograniczonym zakresie, a jej mieszkanie wymaga dosłownie wszystkiego do normalnego funkcjonowania... Rozmyślam też nad tym, czy jednak mogę podjąć się roli opiekuna usamodzielniania. Ciężka sprawa. Z jednej strony nikt obcy, czyli nie związany emocjonalnie z młodą nie zadba o jej sprawy/interesy dostatecznie dobrze , a drugiej nie jestem pewna, czy mogę wziąć odpowiedzialność za podjęte zobowiązania wobec Ani sięgające daleko w przyszłość, w zasadzie do chwili podjęcia przez nią pracy zawodowej. Czyli, zakładając, że dostanie się na studia i je ukończy, na niemal 7 kolejnych lat. Ech...Jutro, ach nie, to już dzisiaj mamy spotkanie w MOPS-ie celem napisania planu usamodzielniania, a ja naprawdę mam ogromny dylemat...
Tak właśnie skończył się dla mnie trzeci dzień świąt, jak tę niedzielę nazwał Jurek. Do bani. Pocieszeniem dla wizji wymiętej po bezsennej nocy Marty jest ta notka, której prawdopodobnie jeszcze długo nie napisałabym.

Święta minęły bardzo sympatycznie. Matka wrzuciła na luz i pierwszy raz od 25 lat nie szalała w kuchni, szczególnie, że na Wigilię odnoga klanu z domku z zielonym dachem do domu brata pana domu została zaproszona. Przygotowanie na tę rodzinną wieczerzę dwóch potraw raptem (i to nie uszek!), to był doprawdy drobiazg. Co prawda Matka zdecydowanie woli ten uroczysty wieczór przeżyć we własnym domu, przy własnym stole, jednak wymierna korzyść w postaci nieśpiesznego przygotowania się do wyjścia przyprawiła ją o szampański humor.

Po kolacji śpiewaliśmy kolędy i z przyjemnością przyjmowaliśmy podarki wyciągane spod choinki przez Pomocnika Świętego Mikołaja w osobie Asika, czyli zgodnie z rodzinną tradycją najmłodszego, w końcu umiejącego czytać, członka rodziny. Do historii zaś przejdzie, no nie, w zasadzie już przeszła, taka oto anegdotka:
Asia z przejęciem wyjmowała kolejne paczuszki spod choinki, dumnie informując dla kogo każda z nich jest i dziarsko do tej osoby maszerowała z prezentem pod pachą. W pewnym momencie usłyszeliśmy, jak wyjątkowo głośno oznajmia "To dla Asi!!!" i trzeba było wyznaczyć Zastępcę Pomocnika. Oj, będzie co wspominać.Image Hosted by ImageShack.us


A teraz fotki. Tylko dwie (myślę, że jeszcze jakieś wrzucę w późniejszym terminie) - jedna dla tych, co sądzą, że matka Asiolka chodzi tylko w bojówkach i koszulkach polo, druga dla fanów jej córki.darmowy hosting obrazków





Jeśli komuś podoba się gotowiec z Asiolkiem, to chętnie podzielę się nim (mój e-mail to Martek40@interia.pl).

Pozdrawiam Was serdecznie i życzę udanego tygodnia,
Marta.

Brak komentarzy: