czwartek, 26 listopada 2009

Nie ma ludzi niezastąpionych...

Siedzę sobie w mojej dziupli i poraz kolejny zastanawiam się nad prawdziwością tych słów. I muszę ponarzekać, jak typowy ponoć Polak, bo to ostatnia z trzech prawd (tych z dowcipu).
Wystarczy, że z jakiejś konieczności jestem w domu w porze popołudniowo-wieczornej nieobecna (dla własnego widzimisię i zaspokojenia jakiejś własnej potrzeby jakoś nie mam odwagi wyjść), a ważne sprawy związane z Asią leżą. Lekcje na dzień następny nie odrobione, wieczorny przydział leków nie podany, umyte co najwyżej zęby, a zamiast bajki o 20-tej przeczytanej lub opowiedzianej z finałem w postaci buziaka i życzenia kolorowych snów Disney Channel do ostatniego filmu, chyba, że dziecię odpłynie wcześniej...I wcale nie pociesza mnie fakt, że ćwiczenia, te z tatusiem, są prawie zawsze odbębnione i ostatnie cewnikowanie wykonane na czas.
Nie chodzi także o chęć dyskredytacji małżowina, tylko o to, że nie potrafię skłonić go do większej odpowiedzialności i rady już nie daję...Bo ja wcale nie chcę być niezastąpiona, a muszę i w pewnym sensie ubezwłasnowolniona się czuję.
Teoretycznie mogłabym odpuścić sobie. Od brudu podobno się nie umiera (tylko z zimna, jak cała armia napoleońska), zęby można trzecie obstalować, a ZUM-a, co bez osłony w postaci furaginy pojawić się może ostatecznie wyleczyć... Ale trudno pogodzić się z uwagą w dzienniczku, że Asia znów nie odrobiła zadania, na którą jej tata się burzy, zapomniawszy już, że to on sam miał dzień wcześniej dyżur przy dziecku. I ciężki jest dla mnie poranek po takim dyżurze...
Jutro znów nie będę mogła Myszki dobudzić i mój stoicki spokój nic nie da. Asia wyczuwa doskonale tłumione przez matkę napięcie, więc będzie marudzić i śniadania nie będzie chciała jeść, tabletek też nie będzie się dało połknąć, włosy podczas czesania boleć będą, kurtka okaże się złośliwa i nie będzie dała się założyć i w ogóle do bani. Nic przyjemnego dla żadnej z nas, ale niestety tylko my dwie o tym wiemy...
Rzeczowe rozmowy n/t nie skutkują, tłumaczenie, dlaczego pewne niefajne zwyczaje trzeba absolutnie zmienić (nie dla mnie przecież, a dla córki!) nie dociera...Myślałam, że jak córa podrośnie to przestanę być w domu uwiązana, a tu nic z tego. Wychodzi na to, że sama muszę wszystkiego dopilnować, żeby Asik poranki miała radosne, a mój mąż...bez problemu wieczorami telewizję mógł oglądać...
A może w końcu znajdę jakiś sposób, by przemówić gościowi do rozsądku, tak jak udało się w końcu z wózkiem aktywnym? Bardzo bym sobie tego życzyła...

A Asia? Nieustająco chętnie do szkoły chodzi, pracuje zwykle chętnie i starannie choć wolniej niż rówieśnicy i stąd jej zadania domowe są obszerniejsze niż tych, którzy w szkole zdążą ćwiczenia wykonać. Coraz lepiej czyta i radzi sobie nawet z dość wymyślnymi czcionkami. Z pisaniem bywa różnie - zapowiada się, że będzie miała ładny charakter pisma, ale gdy spieszy się to szkoda gadać, dlatego ciągle jeszcze nie zamieniła ołówka na pióro, które trudniej wymazać. Fajnie radzi sobie z matmą, ale na angielskim zwykle nie robi nic i muszę z nią w domu uzupełniać.
Dzięki szkolnej pani psycholog, z którą ma zajęcia raz w tygodniu, gdy klasa na basen idzie, zaczyna powolutku radzić sobie z negatywnymi emocjami. Nadal jeszcze miewa niekontrolowane wybuchy złości i gniewu, ale widzę pewną poprawę. Na chwilę obecną zdarza się jej już wyrażać uczucia bez okazywania agresji. Myślę, że także nasze pogaduchy przed snem o wydarzeniach mijającego dnia, skłaniają moją coraz mądrzejszą dziewczynkę do przemyśleń i wyciągania pierwszych poważnych wniosków. Jednocześnie zdaje sobie sprawę z tego, że dużo pracy jeszcze przed nami. Pracy, do której mój mąż powinien się włączyć. Tak, tego jestem pewna po przeanalizowaniu przyczyn Asikowych problemów, ale o tym może w którejś z kolejnych notek. A tymczasem muszę poważnie zastanowić się nad jakimiś warsztatami dla rodziców, bo od dawna mam wątpliwości co do tego, czy w pełni swoje dziecko rozumiem, a i fachowe podpowiedzi, jak skutecznie rozwiązywać sytuacje, gdy Asia pada ofiarą buntu i złości też by mi się przydały.

Pozdrawiam Was serdecznie,
Marta.
Suplement
To napewno nie czary, ale zabawny zbieg okoliczności - przed chwilą odebrałam e-maila nastepującej treści:

Zostały jeszcze tylko trzy wolne miejsca na warsztatach,
które mogą pokazać Ci, jak radzić sobie ze złością dzieci.
Wystarczy zadzwonić: 504 094 711
lub odpisać na ten e-mail.
Warsztaty o tym, jak radzić sobie ze złością,
pt. "Kiedy Mały i Duży czuje złość"
Jutro: 28.11.2009 - sobota, 10.00 - 14.00.


Oczywiście ani chwili nie zastanawiałam się i jutro będę się edukowała.

Marta, 27 listopada 2009, godz. 13:04


Brak komentarzy: