sobota, 10 października 2009

Ślubowanie

Ten uroczysty dzień był wczoraj i rozpoczął się zwariowanie.
Po pierwsze matce zachciało się zmian na blogu i noc zarwała solidnie szukając dwóch błędów w html, żeby wszystko poprawnie się wyświetlało. No i w efekcie nie obudziła się na tyle wcześnie, by spokojnie wraz z córką do wyjścia się wyszykować.
Córka, na szczęście, została wystawiona za bramę na czas i jak tylko kierowca ją zgarnął do auta, matka mogła wreszcie sobą się zająć, ale już tyle szczęścia nie miała. Zostało jej tylko pół godziny na ubranie się itd i dojście do szkoły, a tu jeszcze - jak na złość - telefon żądał odebrania rozmowy. Dobrze, że złorzecząc co prawda na nieznanego, któremu zachciało się wydzwaniać o tak wczesnej porze odebrałam jednak. Okazało się, że moje eleganckie dziecko tuż przed wejściem do szkoły bruku sięgnęło i bielutkie rajtki przestały takimi być, bo w nocy lało jak z cebra. No i wyszło na to, że dobrze się stało, że w domu jeszcze byłam.
Gdy dotarłam do szkoły z czystymi rajtkami w torebce dzieciaki były już na sali gimnastycznej. Tylko, do diaska! gdzie ona jest? Szkoła jest taka ogromna, że bez dokładnej znajomości jej topografii zgubić się można, a ja na tej sali byłam jeden raz tylko i to w dodatku rok temu. Na szczęście napatoczyła się jedna z czterech pań dyrektorek, która wybierała się tamże, więc z radością przyłączyłam się do niej. Radość szybko ustąpiła zniecierpliwieniu, bowiem pani dyrektor szła w tempie sugerującym rozpoczęcie uroczystości nie o 8:30, a co najmniej pół godziny później. Wreszcie uff! jesteśmy u celu. Wyłuskałam Asię z tłumu dzieciaków stojących już na środku i jakoś, w miarę dyskretnie, udało mi się ją przebrać. Wprawdzie nie udało mi się przeprowadzić akcji bez komplikacji, ponieważ w tym rozgardiaszu, potrącana przez przeciskających się na sam przód rodziców, "przykleiłam" do własnych rajstop rzepa od Asiolkowego butka, ale co tam. Najważniejsze, że elegancja córki została uratowana.

Zwarzony upadkiem humor także.



Przedstawiciele klas pierwszych ślubują w imieniu wszystkich pierwszaków.



I czemu ten parkiet jest taki śliski?



Pełnoprawna pierwszoklasistka.



Na spotkaniu w klasie pani Marta rozdała dzieciakom legitymacje szkolne i dyplomiki pamiątkowe. Zapowiedziała także, że już w poniedziałek przekonają się, co to znaczy być pełnoprawnym szkolniakiem i jaka z niej jest jędza. Ha ha ha, myślałby kto.

Pozdrawiam Was serdecznie,
Marta.

3 komentarze:

KajaS pisze...

Asiol, gratulacje!

No nie mogę nie wspomnieć jakiego doznałam szoku czytając, że rajtki Asine w TOREBCE przyniosłaś.... i że własne RAJSTOPY o rzepy zaczepiłaś...
A to przez to, że w życiu nie widziałam Cię z torebką, ani w rajstopach... ależ niewiele o Tobie wiem ;)

Marta pisze...

Nie widziałaś mnie także w sukience, żakiecie i w ...szpilkach. A także z makijażem i pomalowanymi pazurami.
Rzeczywiście masz braki w wiedzy o mnie. Ha ha ha.
Ale głowa do góry. Wszystko jeszcze przed Tobą. Może już w sylwestra...;)
Pzdr.

KajaS pisze...

Bardzo słuszna uwaga... i jaka optymistyczna ;)
Całuski :)