środa, 5 sierpnia 2009

Wreszcie spotkaliśmy się z p. Jankiem

Rozumiem, że ludzie muszą czasem chorować. Ja także. Ale czy musiało mnie rozłożyć tuż przed wyjazdem, kiedy i zakupy trzeba zrobić spore, i popakować różne rzeczy niezbędne na polu namiotowym, a nie tylko ciuchy? Myślałam wczoraj, że tylko na katarze się skończy, a tymczasem głowa mi pęka, i mięśnie bolą, a i kaszel męczyć zaczyna, że o niekończącej się kichawie nie wspomnę. Jurek mówi, że to pewnie świńska grypa, bo w niedzielę w ZOO byliśmy i jakieś świnki miniaturowe głaskałam.
Zanim do tego ogrodu zoologicznego pojechaliśmy Asia zdążyła pochwalić się panu Jankowi jak ładnie nóżki niezabezpieczone łuskami stawia. Tak, w ortezach czuje się bezpiecznie i zamiast chodzić powoli i dostojnie jak na panienkę przystało gna jak szalona bez obaw, że nogi sobie połamie. Natomiast w adidaskach z wkładkami ortopedycznymi kontroluje ustawianie stóp, szczególnie prawej, która chętnie do środka rotuje. Werdykt Asiowego rehabilitanta brzmiał: jeśli ortopeda da pozwoleństwo dziecię zaczyna chodzić bez łusek...o ile uda się zakupić odpowiednio mały stabilizator stawu skokowego, który zabezpieczy stopy dziecięcia przed zwichnięciem. A na razie łuski tylko na spacery i do szkoły, czyli wszędzie tam, gdzie matka nadzorować córki nie da rady.
Przy okazji dowiedziałam się, że na sposób chodzenia znaczny wpływ ma waga wszystkiego tego, co Myszce na nogi zakładamy - im lżejsze obucie, tym chód ładniejszy. Zaburzenia równowagi mięśniowej wynikającej z uszkodzeń pochodzących od wady pierwotnej sprawiają, że odpowiednich sił Asi brakuje do dźwigania ciężarów, a co za tym idzie do manewrowania nimi w sposób zadowalający i bezpieczny. Poza tym człowiek z natury istotą leniwą jest i dąży do ułatwiania sobie życia, ja zaś nie mogę być cieniem Asiolka i życia jej uprzykrzać ciagłym napominaniem o stawianie stopy palcami na wprost. Tak więc trzeba szukać innych rozwiązań, bo nowe łuski w ocenie pana Janka, mimo że wykonane ładnie i solidnie, dla Asi akurat nie bardzo się nadają z uwagi na to właśnie, że zbyt ciężkie są.
Z całym szacunkiem dla ekipy SOL/CTO: jeśli chodzi o funkcjonalność dla Asiowego przynajmniej przypadku RK poprzednie łuski były o niebo lepsze jednak, i pan Janek moje zdanie w tej kwestii potwierdził, wyjaśniając w czym tkwi szkopuł, bo ja tak raczej na oko - dosłownie i w przenośni - oceniałam, "naukowo" nie umiejąc uzasadnić.
Przed nami zatem wizyta u ortopedy. Będę jej oczekiwała z nadzieją, że wyrazi zgodę na odstawienie łusek. Międzyczasie muszę zorientować się, czy są produkowane stabilizatory dla dzieciaków. Bez nich pozostanie nam jedynie poszukać technika, który wykona dla Asi nowe łuski, takie dokładnie, jak my będziemy chcieli i z odpowiedniego przy tym, leciutkiego materiału.
Czasami czytam na nowo notki z pierwszego bloga, bo informacje i spostrzeżenia mocno dyskusyjne czasem w nich zawarte przydają się do podejmowania bieżących decyzji względem Mysi. W tym samym m.in. celu robię zapiski i tutaj. Poza tym nigdy jeszcze nie zawiodłam się na panu Janku. Przez niemal siedem lat nabrałam całkowitej pewności, że doskonale wie, co mówi, a jego wizje nabierają realnego kształtu. To wielkie szczęście, że właśnie pan Janek pojawił się w naszym życiu.

Brak komentarzy: