czwartek, 25 czerwca 2009

Nowe łuski wreszcie w codziennym użytkowaniu

W Kraku leje właściwie bez opamiętania. W dzień. W nocy rzadko. Siedzimy zatem w domu i rysujemy, lepimy z plasteliny, bawimy się klockami, ćwiczymy. Likwidujemy także z mozołem telewizyjne uzależnienie Asiolka.
Od czasu do czasu Asia biegnie do kolejnych okien i zamyka je z hukiem, bo ciągle burzy się boi. Moim zdaniem i tak zrobiła postępy, bo kiedyś nie było mowy o tym, by nie schowała główki w moje ramię lub pod kołdrę zatykając jednocześnie łapkami uszu podczas grzmotów, a i błyskawic rozdzierających niebo i złowrogo rozświetlających pokoik nie widzieć.
A ja sobie siedzę po nocach, nałogowiec jeden, i grzebię w programie graficznym.
Dziś foteczka starutka, ale może komuś oprawa się spodoba i z niej skorzysta (kliczek na fotkę).



Przedwczoraj wróciły do nas łuski po poprawkach. Nie mam odwagi założyć ich Myszce na cały dzień, żeby znów się odleżyna i to akurat przed wyjazdem nad morze zrobiła dziecku, więc powolutku przyzywczajamy nózie do nowego osprzętu i zakładam Asi łuski tak ze trzy razy w ciągu dnia na godzinę-półtorej. Myślę, że w Międzywodziu utrzymamy obie pary ortez na zmianę. Jedno lato z ograniczeniami z powodu odleżyny na stópce zdecydowanie wystarczy.
Co do łusek to jak na razie przekonania o ich skuteczności mi brak. Póki co widzę, że jak Asik stawiała nóżki tak stawia nadal (prawa paluszkami do środka i na zewnętrznej krawędzi) i nadal muszę ją napominać. Jedyne od razu zauważalne - dziecko mi w cudowny sposób urosło, hi hi. Tak, to istotna poprawa, polegająca na tym, że nowe łuski wymuszają pewien zakres prostowania nóżek w kolankach, dzięki czemu moje dziecię przyjmuje wyraźnie bardziej fizjologiczną, pionową postawę. Już nie przygarbione za bardzo, także dzięki temu, że po trzech prawie miesiącach nieustających próśb moich kwitowanych stwierdzeniem "Nie będziesz mi dyktowała co i kiedy mam zrobić", małżowin wydłużył w końcu kule i laski, dziecko naprawdę jest wyższe. Taka duża córeczka się z niej zrobiła.;) Nadal jednak młodsi ją przerastają i choć mam nadzieję, że teraz latem jak inne dzieciaki śmignie troszkę w górę, to jednak ona chyba należy do tej grupy dzieci z rozszczepem kręgosłupa, które nie osiagną wzrostu nawet dobrego metra krawieckiego. Ale nic to. Najważniejsze, by zastawka koziołków nie fikała i główka pozostała mądra. No i żeby Asia nieustająco wykazywała tak silną potrzebę samodzielności, jak dotąd.
Pozdrawiam Was serdecznie i do następnej notki,

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Akurat niewielki wzrost u naszych dzieci to dla mnie zaleta.Grzesiek tak urósł,że w ciągu niecałych 4 lat mamy 3 pionizator.Nie mówiąc o dźwiganiu.W krzyżach mi już trzeszczy jak młodego podnoszę.
kasia

Marta pisze...

Wiesz, Kasiu? moje krzyże doceniają niski wzrost Asi, za którym idzie waga niższa niż mogłaby być. Tylko młoda ma problem, bo nikt nie chce jej wierzyć, że ma "swoje lata".;)
Pzdr.

Anonimowy pisze...

No wiesz,jak skończy 30 lat to zacznie doceniać fakt,że wygląda na młodszą.:)))))))))))
kasia