Za dwa tygodnie o tej porze będziemy już nad Bałtykiem, ale poza tatą Asi chyba nikt się tym razem z tej perspektywy nie cieszy. Lato, a przynajmniej lipiec, zapowiada się marnie pod względem pogody, co to zatem może być za radość... I jakoś nie widać tego wyjątkowego błysku, jaki jeszcze w ubiegłym roku pojawiał się w oczkach Asiolka na pytanie, czy cieszy się z wyjazdu nad morze. Może moja mała meteopatka na bezustanny prawie deszcz tak reaguje...? Nie mam pojęcia.
Asia wczoraj miała wyjątkowo kiepski nastrój.Żałuje bardzo, że skończył się już rok szkolny. Wie, że oznacza to koniec zawartej przyjaźni - z jej oddziału w klasie pierwszej spotka się raptem sześcioro dzieci i nie będzie wśród nich ukochanej Małgosi...być może dlatego właśnie nie potrafi się cieszyć z wyjazdu...A może czasu nie miała, by pomyśleć nad czekającymi ją spotkaniami ze starymi znajomymi, bo sporo ostatnio u nas się działo i nadal dzieje?
Ostatnie 2 tygodnie upłynęly nam na wyjazdach i wyjściach, od paru dni gościmy szkockie koleżanki Ulci, a dziś mam w domu istny babiniec, bo na dole trwa impreza osiemnastkowa mojego kochanego Agulca. 14 bab w sumie i jeden rodzynek - mój małżowin. Ha ha ha!
A tak było na zakończeniu roku szkolnego:
sobota, 20 czerwca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
4 komentarze:
Ja tam się bardzo cieszę, że się z Wami spotkamy.... i wiedz Martuś, że dużo ludzi i małżeństw ma przeróżne kłopoty, nie tylko Wy.... Nam też czasem bardzo trudno się dogadać.
Całuję Was mocno i optymistycznie....mimo wszystko ;)
Jasne. Z tą tylko różnicą, że nasi panowie różnią się od siebie diametralnie i jeden z nich nie ucieka przed poważnymi rozmowami przez...okno. Ha ha ha!
No wiem Martuś, ale istotne też jakie my jesteśmy i wiele innych rzeczy... ;)
Filozoficzny komentarz.;)
Pozdrawiam.
Prześlij komentarz