wtorek, 10 marca 2009

ZUM pogoniony

Hejeczka wszystkim.
Zanim całkiem zasłużenie powlokę się w ramiona małżowina postanowiłam jeszcze napisać słów kilka.
Asia ma się, jak wspominałam wczoraj, lepiej, ale nie jestem pewna, czy dobrym pomysłem było posłanie jej już do szkoły. Wraca do domu wyraźnie zmęczona. Widać, że jest jeszcze osłabiona. Z drugiej strony wcale nie ma chęci zostać w domku, co wcale nie dziwi - tam, wśród rówiesników, jest przeciez ciekawiej, no i czas szybciej leci.
Siuśki wzorowe i życzę sobie serdecznie, by tak już zostało, bo 24 marca czeka nas wyjazd do Łodzi na badanie urodynamiczne (o ile uda się wcześniej, tu na miejscu, zrobić USG jamy brzusznej).
W domku malutki szał, bowiem tylko trzy dni już zostały do mojego wylotu. Myszka protestuje, bo tatuś spódnicy przecież nie nosi. Jej starsze siostry też nie są rade, bo będą musiały przejąć moje kuchenne obowiązki.
A ja sama? Cóż, powoli ogarnia mnie strach przed lotem (choć to nie pierwszy raz), bo ostatnio jakoś sporo katastrof miało miejsce. Ale nic to. W razie czego nie będę umierać w samotności.Hi hi.
Trzymajcie się cieplutko,

1 komentarz:

KajaS pisze...

Dobrze, że Asia się ma lepiej :)
A co do tego lotu... i śmierci (nie w samotności) to nie mam słów...
Jak ja ostatnim razem leciałam, to myślałam sobie, że jeśli TO ma się zdarzyć, to oby w drodze powrotnej, żebym jeszcze zobaczyła to, po co leciałam.... też niezła myśl, nie ma co... ;)