piątek, 20 lutego 2009

Pierwsze narty Asiolka

Pierwsze i może nie ostatnie...? Zobaczymy.
Kiedy Myszka miała 1,5 roczku i milowymi krokami zbliżała się operacja jej bioderek poraz pierwszy w życiu połączyłam się z internetem. Za pośrednictwem modemu, bo w tamtych czasach mogliśmy tylko pomarzyć o innym łączu na naszej krakowskiej "wsi". Stawiałam przed sobą budzik, który pilnował naszego budżetu domowego w szalonym tempie odmierzając godzinę surfowania, na jaką mogliśmy sobie pozwolić. Przez wiele tygodni szukałam informacji n/t czekającego Asię zabiegu, a także kontaktów z rodzicami innych dzieci z rozszczepem kręgosłupa i wodogłowiem. Znalazłam i jedno, i drugie, a nawet więcej.
Któregoś dnia kliknęłam w link do zagranicznej strony i tak oto znalazłam się na amerykańskim zdaje się portalu szkółki narciarskiej dla osób z wadą taką, jaką los podarował mojej córeczce. Byłam w szoku oglądając zdjęcia tych niezwykłych narciarzy. I to nie były żadne ski, tylko tradycyjne zjazdówki. Pełna podziwu nawet przez chwilę nie pomyślałam, że mogłabym kiedykolwiek zafundować taką zimową przygodę swojemu dziecku. Ja wtedy, jak każda mama w takim jak ja położeniu, marzyłam o tym, by to moje dziecko mogło w jakikolwiek sposób chodzić.
Tymczasem realia ewoluowały. Dzięki potencjałowi Asi, jej pędowi do samodzielności i niezależności stanowiącymi motywację do wysiłku oraz dzięki żmudnej codziennej rehabilitacji otworzyły się przed nią pewne możliwości.
Pierwszy kontakt z nartami Myszka miała na turnusie rehabilitacyjnym w październiku 2007 roku - jedno z ćwiczeń polegało na przemierzaniu korytarza wzdłuż tam i z powrotem na nartach właśnie. Mimo że Asia nie przepadała, za tym ćwiczeniem, to chyba właśnie wtedy te narty zapadły jej głęboko w podświadomość, bowiem zimą wielokrotnie prosiła nas o ich kupienie dla niej, bo bardzo, ale to bardzo chce zjeżdżać z górki. To było jej ogromnym marzeniem, ale nie mogliśmy jakoś zdecydować się na jego spełnienie.
Jeśli mam być szczera, to byłam przekonana, że narty do kolejnej zimy wywietrzeją Myszce z główki. Nic bardziej błędnego. Ledwo zima się zaczęła marzenia wróciły, a ostatnio z porażającą wręcz mocą. Nie było rady - trzeba było pojechać do sklepu i zaopatrzyć córkę w sprzęt narciarski.
Oczywiście trudno przewidzieć, jak to będzie, ale stoję na stanowisku, że naszym rodzicielskim obowiązkiem jest pozwolić dziecku posmakować wszystkiego,co tylko jest możliwe do posmakowania, nie zaś podcinać skrzydła z góry zakładając, że na pewno sobie nie poradzi. Dziecko ma prawo samo siebie poznawać i dowiadywać się, co jest dla niego dobre, a co nie.
Przed Asią sucha zaprawa w dniu jutrzejszym. Najpierw udepta nam dywam w salonie, potem zaliczy spacer po śniegu. Wyjazd na stok w niedzielny poranek, jeśli nadal będzie miała na to ochotę. Na stoku jest bardzo łagodna ośla łączka i cierpliwy, mam nadzieję, instruktor. Mam też nadzieję, że nie odmówi poświęcenia Asiolkowi czasu.
A czy mogę prosić Was o zaciśnięcie za Asika kciuków? Noooo, żeby nie wymiękła, rzecz jasna.
Image Hosted by ImageShack.us




Pozdrawiam Was cieplutko i życzę miłego łykendu,

2 komentarze:

KajaS pisze...

Bardzo mocno zaciskam kciuki! Z niecierpliwością czekam na fotki i relację ze stoku :) Całusy...

Anonimowy pisze...

ja również :) podziwiam Aśkę, bo ja miałam okazję sobie pojeździć i strach mnie obleciał. trzymam kciuki i pozdrawiam
Tynka