piątek, 19 grudnia 2008

Narzekaczek. A może Czepiaczek? Hmmm...

Asia od paru dni sprawia wrażenie, jakby miała rozchorować się na dobre. Pokasłuje, trochę noskiem pociąga i marudna jest, i drażliwa wyjątkowo. Lekcji dziś właściwie nie ma. Dzieciaki w pełnej gali wezmą tylko udział w akademii i już od 11-tej będą mogły cieszyć się feriami świąteczno-noworocznymi. A że pogoda wyjątkowo paskudna zadecydowałam o pozostawieniu Asi w domu.

Rzadko narzekam. Zwykle staram się we wszystkim dostrzec pozytywy, a nawet jeśli to trudne, to raczej tłamszę to w sobie. Jednak czasem, gdy szczypt goryczy uzbiera się ponad miarę wytrzymałości pojawia się pan Narzekaczek. Niekiedy udaje mi się odesłać go z przysłowiowym kwitkiem, dziś jednak uparł się wyjątkowo i nieopatrznie wpuszczony za próg nie daje się za drzwi wyprosić.
Tak, tak. Ciągle jestem pod wrażeniem klasowej wigilii, podczas której nie powinno było nic zazgrzytać, a jednak uroczysta atmosfera została zakłócona.
Nie byłam jedyną mamą, do której po występie dzieci przysiadła się jedna z wychowawczyń. I nie tylko ta moja z panią rozmowa, co wywnioskowałam z wyrazu twarzy pozostałych mam, miała mało przyjazny przebieg, choć pewną ugodą się zakończyła.
Nigdy nie ukrywałam, że Asia ma wolne tempo pracy, że bez zagrzewania do walki niezbyt chętnie robi w czasie lekcji wszystko to, co pozostałe dzieci i że nawet stałe współuczestnictwo nauczyciela wspomagającego nie zawsze gwarantuje, że polecenie zostanie wykonane. Znam dobrze swoje dziecko. Jestem w pełni świadoma Asiolkowych możliwości, ale i potrzeb także, i nie przypominam sobie, bym ze zdziwieniem czy wręcz oburzeniem przyjmowała od pani sygnały o takiej właśnie sytuacji. Zawsze byłam i nadal jestem otwarta na współpracę "ze szkołą". Na ile starcza mi matczynej intuicji, pomysłów i zaczerpniętych od innych rodziców rad staram się doprowadzić do zmiany na lepsze tej mało komfortowej sytuacji.
I tak zastanawiam się, czy pani tego nie dostrzega, czy naturę już ma taką, że nie zważając na nic musi rodzicowi dołożyć, nigdy zresztą nie zadając sobie trudu, by dla równowagi podkreślić, że dziecko dajmy na to bardzo ładnie rysuje, jest staranne, koleżeńskie itp. itd. Można odnieść wrażenie, że w oczach pani każde dziecko z założenia jest złe.
Ech...Mój prywatny Narzekaczek nie dorasta tamtemu do pięt, ale butny i mało grzeczny się podczas tej wigilii zrobił.
Kilka tygodni wcześniej cały weekend poświęciłam na to, by uzupełnić z Asią 11 stron ćwiczeń, motywując ją do pracy m.in. perspektywą pochwały, jaką otrzyma w poniedziałek od pani. Byłam tak bardzo tego pewna, że przez myśl mi nawet nie przeszło, że pani nawet nie będzie uprzejma tych ćwiczeń obejrzeć, tylko zgasi Myszkę ostrym "A dlaczego dinozaur nie jest pokolorowany?!". Pan Narzekaczek pierwotnie postanowił przemilczeć to nie podobające mu się nic a nic zdarzenie, ale tym razem nie opanował się i wygarnął pani na jej dictum cokolwiek nie na miejscu zważywszy na okazję spotkania, co o tym myśli.
Nie powiem, bym nie poczuła się zażenowana. Cóż, tak naprawdę nie lubię wprawiać nikogo w zakłopotanie czy zawstydzenie, ale stało się w sumie dobrze. Przynajmniej dowiedziałam się, że pani zazwyczaj nie sprawdza tego, co dzieciom zadaje do domu, a poza tym nie wszystko, co zadaje jest istotne. Skoro zatem nie wszystko, co krzyżykiem w książce ćwiczeń pani do odrobienia w domu zaznacza odrobione być musi, to wymogłam na pani, by Asi zaznaczała na czerwono te ćwiczenia, których wykonanie jest absolutnie niezbędne. Jak by nie było, to zerówka dopiero i nie zamierzam dłużej "katować" Mysi nauką w czasie przeznaczonym na odpoczynek, który i tak dziecięco beztroski dla niej nie jest z uwagi na żmudną rehabilitację. Za nic w świecie nie chciałabym, aby moja córcia straciła to swoje "lubienie chodzenia do szkoły". Trzeba będzie zatem jeszcze rozwiązać problem paninego pokrzykiwania na dzieciaki.
Na koniec dodam jeszcze wiadomość z ostatniej chwili: następnego dnia po klasowej wigilii pani rozebrała choinkę. Za karę, bo dzieci były niegrzeczne. Od komentarza powstrzymam się, bo co prawda dzień bez przekleństw był przedwczoraj, ale resztki przyzwoitości nie pozwalają mi użyć niecenzuralnych słów.
Amen.
Pozdrawiam Was cieplutko i życzę serdecznie udanego weekendu.

5 komentarzy:

KajaS pisze...

O matko!
Na jakie babsko mieliście nieszczęście trafić......Toż to tragedia... Chciałabym pogadać o wszystkim co tu napisałaś i opowiedzieć jak jest u Olki, ale może uda nam się spotkać, to pogadamy "na żywca".... Ale to rozebranie choinki, to chwyt poniżej pasa... Całuję Was mocno

Marta pisze...

Kaju, nawet nie poddawaj w wątpliwość wspólnego wypicia sylwestrowego szampana. Co? Choćby dlatego, że te nasze w paczce dyskusje są jedyne w swoim rodzaju. A już Kaja i Marta stojące w opozycji do niejakiego pana J. to dopiero miodzio. Hi hi.
Co do choinki i tego - jak napisałaś - chwytu poniżej pasa, to ciekawa jestem, co w takim razie powiesz, gdy napiszę Ci, że tej choinki pani nie rozebrała sama. Wyobraź sobie, co mogłam poczuć, gdy Asia wyznała ze smutkiem "Pani kazała nam ściągać ozdoby i chować je do pudełek"...
I pomyśleć, że i przygotowanie pedagogiczne do pracy z dziećmi ma, i sama jest mamą...Ech...

KajaS pisze...

Szampan... bardzo możliwe, a te wspomniane przez Ciebie dyskusje - uwielbiam :)
Co do Pani... nie bardzo chcę oceniać kogoś, kogo nie znam, ale jej zachowanie każe mi przypuszczać, że to jakieś niezbyt mądre babsko...

Unknown pisze...

Marto, nie czepiasz się ani trochę, masz świętą rację we wszystkich swoich uwagach do pani Asi. Ale... tyle już szkół zaliczyłaś przy starszych dzieciach...., chyba już masz tę świadomość, że szkoła to najczęściej "betonowy beton" i nic tego nie zmieni. Można tylko ponarzekać. Świątecznie pozdrawiam.
Aga_F

Anonimowy pisze...

Marta, jak to przeczytałam to cieszę sie, że Maks jest w norweskiej szkole. On także nie jest orłem jeśli chodzi pilność na lekcjach. Nie lubi pisać, rysować i kolorować. Czasami na lekcjach zajmuje się czymś zupełnie innym niż powinien. Musi często uzupełnić ćwiczenia w domu ale nie ma tego dużo i pani zawsze go pochwali jak coś zrobi dobrze. Nigdy jeszcze nie robiła nam wyrzutów, że Maks czegoś nie zrobił (a tak jest często) a raczej pyta czy Maks nie skarży się na szkołę i czy nie daj boże nie jest mu tam smutno. Oni ze swej strony chcą zrobić wszystko aby czuł się w szkole dobrze. Co do tej choinki to to już było przegiecie. Czy aby ta baba jest do końca normalna?
Pozdrawiam serdecznie
Justyna