poniedziałek, 10 listopada 2008

Po wizycie pana Janka

Dawno nie pisałam nic o postępach Asiolka w rehabilitacji, bo też dawno nie widzieliśmy się z naszym panem Jankiem. A to sezon urlopowy nam nie sprzyjał i nasze "miejskie" drogi się mijały, a to okoliczności nie sprzyjały spotkaniu, a jak było OK, to pan Janek nie mógł przyjechać. Wreszcie wczoraj udała nam się ta sztuka, pierwszy raz od czerwca bodajże. Ale warto było czekać tak długo, bo choć p. Janek zawsze dostrzegał zmiany nalepsze, to jednak dopiero tym razem mamy na tyle spektakularne sukcesy, że nadszedł czas poważnych, napawających radością i optymizmem zmian.
W zakresie ćwiczeń niewiele się zmieniło. Nastąpiła zamiana jednego na inne, podczas którego Asia stojąc przy stoliku ma oparte o jego blacik dłonie i "musi rosnąć". Polega to na tym, że musi prostować się najbardziej jak tylko potrafi pobudzając tym do wydatniejszej (niż podczas chodzenia) pracy grupę mięśni kulszowo-goleniowych. Doszło nam także jedno ćwiczenie, które Asia wykonuje leżąc na plecach, a jego celem jest rozciąganie wyżej wymienionych mięśni, gdyż w ten również sposób możemy zapobiegać pogłębianiu się Asiolkowego przykurczu torebkowo-więzadłowemu pod kolankiem. Może nawet uda się go bardziej niż dotąd zminimalizować...? Przy okazji, poprzez wywoływanie w mięśniach skurczu izometrycznego, który najlepiej mięśnie wzmacnia, Myszka będzie nabierała siły w nóżkach.
Kolejna sprawa to łuski, a konkretnie decyzja o stopniowym ich wycofywaniu. Podobnie jak kiedyś dr Miklaszewski i pan Janek wysoko ocenił możliwości Asi w kwestii chodzenia tylko w butach i nakazał zakup bucików PIEDRO, o których skądinąd wiem, że potrafią łuski zastąpić. W takim jak nasz lub podobnym przypadku, oczywiście. Może jedynie okazać się, że dla prawidłowego wysklepienia łuku podłużnego i poprzecznego będzie potrzebna indywidualnie dobrana wkładka. Zerkałam na stronkę z tymi butami stabilizującymi i przyznam, że nawet znośne mają fasony.
Na podstawie własnych obserwacji jak Mysia się porusza w łuskach i boso, w jaki spoób stópki ustawia w jednym i drugim przypadku już dawno uznałam, że należy jej poprzeczkę podnieść. Nie ułatwiać życia, tylko utrudnić nieco zmuszając do bardziej wytężonej pracy. No, po prostu widziałam, że bez łusek daje radę, choć wymaga to od niej i wysiłku i ostrożności, więc byłam przekonana, że same butki to byłby strzał w przysłowiową dziesiątkę. Niestety, nie spotkało się to ze zrozumieniem ze strony ojca Asi, który nie dał się przekonać nawet dr Miklaszewskiemu. Za to pan Janek ma moc.;) I chwała mu za to, że zawsze stoi na stanowisku, iż dziecka nie można rozleniwiać, bo to do niczego dobrego nie prowadzi.
Tak więc łuski tylko do szkoły, po domu już tylko same buty (jak je rzecz jasna już mieć będziemy). Kule, a raczej kula też tylko poza domem. W domu Asia ma się poruszać tylko i wyłącznie za pomocą laski. Pan Janek prorokuje, że do wiosny zostanie ona zamieniona na kijek trekingowy, który dzięki wykorzystaniu włókna węglowego cechuje wysoka sztywność i niska waga.
Zatem nic, tylko się cieszyć, że zbieramy tak wspaniałe plony ciężkiej pracy rehabilitacyjnej i napawać się wizją wakacji, w które Asieńka wkroczy w sandałkach, bez powodujących pocenie i powstawanie odleżyn łusek, z podpieraczem nie przykuwającym specjalnej uwagi. Mnie, oczywiście, wcale nie przeszkadzały ani kule, ani teraz laska, ale widzę jakie niezdrowe zainteresowanie wśród nieznających Asi dzieci te przyrządy wzbudzają. Asia też nie przejmuje się tym zbytnio, ale już jakiś czas temu przestała ze swadą tłumaczyć co to jest i dlaczego tego używa, za to minę w takich chwilach robi, że szkoda gadać. Można więc z wielkim prawdopodobieństwem założyć, że za jakiś czas taki podpieracz stanie się źródłem kompleksów i pojawiających się smutków. Cóż, każdy chce wyglądać tak zwyczajnie niczym nadzwyczajnym czy niezwyczajnym się nie wyróżniając. To naturalne przecież. Jeśli zatem można to zmienić, to należy do tego dążyć.
Kolejna moja radość to fakt, że i pan Janek jest przeciwny operacji Asiolkowej stópki/nogi, o której już się rozwodziłam jakiś czas temu, a która sen z powiem mi spędzała dopóki rozważałam "za" i "przeciw". Jeśli już to, jego zdaniem, wchodziłby w grę zabieg likwidujący przukurcz podkolanowy, ale to i tak nieprędko. Nie jest to sprawa nagląca, a że nie zostały wypróbowane jeszcze wszystkie możliwości, to na razie nie warto zawracać sobie tym głowy.
Póki co muszę wyczaić jakiś dobry ośrodek, w którym zostanie zbadane przewodnictwo nerwowe w opadającej stopie (tej właśnie, którą profesor Snela chce operować) i jeśli okaże się, że jest choćby szczątkowe, to będziemy musieli na poważnie zająć się elektrostymulacją mięśnia piszczelowego odpowiedzialnego za owo opadanie.

2 komentarze:

KajaS pisze...

Bardzo, bardzo, bardzo się cieszę z tych wiadomości. Wiem, że Asia postępy zrobiła ogromne (ostatnio oglądałam nagranie video z Nowej Soli z 2007, gdzie wszyscy podziwiamy Asię stawiającą jeszcze niepewne kroki o 2 kulach), a dodatkowe ich potwierdzenie przez p.Janka, to radość jeszcze pełniejsza... Wizja poruszania się bez łusek, to coś cudownego!-my właśnie walczymy z odleżyną :(.... No i jeszcze ten kijek! Asiu (i rodzice) po raz kolejny gratuluję Wam sukcesów i wytrwałości.... Całuję Was mocno :)

Marta pisze...

Dziekuję, Kaju, za te miłe słowa. Ale powiedz mi lepiej, moja droga, jak Byskowa odleżyna. Mam nadzieję, że w odwrocie. Buźka.