Zgodnie z tym nasza posesja miejscem publicznym nie jest. Wg mnie, bo mój małżowin z kolei uważa, że skoro inni ludzie mają na nią wgląd, to bezsprzecznie jest ona miejscem publicznym.
Mało przekonywująco odpierał nasze argumenty, że skoro to nasza własność, to nic nikomu do tego, co na niej robimy. Przyznał, że można u nas palić, lub opalać się co najmniej topless. Jednak nie byłby sobą, gdyby jego słowo nie było ostatnie.
- No, dobrze. A jakbym zaczął uprawiać na tarasie seks grupowy? Przecież nie mieszkamy na pustkowiu, to jak? Nasza działka to miejsce publiczne w końcu czy nie?
Na takie dictum przestałam być pewna swego, ale nie musiałam na szczęście przyznawać Jurkowi racji. Całą uwagę bowiem natychmiast skupiła na sobie Asia, która wypaliła:
- Tatuś! Ale nie teraz! Dopiero wieczorem!
3 komentarze:
Hahaha!! Pewnie Asia coś tam skądś przemyciła ;-)
no i umarłam ze śmiechu....
Asiu nad morzem obiecałam Ci spanie w Wiktorowym łóżku, ale teraz sama nie wiem :);)
Dobre... :))))
Prześlij komentarz