Uraczyliśmy się specjałami z włoskiej kuchni w towarzystwie całkiem sympatycznych i sensownych ludzi, nie tylko umiejących mówić, ale i mających sporo do powiedzenia. Rozmowa toczyła się wartko, bez niezręcznych milczących przerw, w których trzebaby było gorączkowo szukać tematu do niej. Jest zatem OK.
Babska, a może raczej matczyna intuicja nie zawiodła mnie - to spotkanie miało drugie dno. A nawet i trzecie, które nawet do głowy by mi nie przyszło. Przyszli teściowie - jak żartobliwie nazywaliśmy z Jurkiem rodziców Jaśka - od kilkunastu dni są naprawdę przyszłymi teściami. W dniu urodzin Uli (17 stycznia) nasze dzieci...zaręczyły się, co ogłosiły spoglądając z wyczekiwaniem i niepokojem w oczach to na jednych rodziców to na drugich. Na mnie nie zrobiło to specjalnego wrażenia, ale Ani wyraźnie było przykro, że Jaś pominął jej/ich uczestnictwo w pierwszym tak doniosłym momencie swojego życia. Cóż, rozumiem Anię, ale rozumiem także nasze dzieci - sama byłam pod presją własnej przyszłej teściowej i do dziś czuję do niej żal, że wszystko przed i w podczas ślubu odbyło się wg jej wyobrażeń, a nie moich i Jurka. Dlatego przyrzekłam sobie solennie, że moje dzieci to "przed" i " w trakcie" przeżyją po swojemu, tak jak oni sobie wymyślą i wymarzą. Trochę tylko nie wyobrażam sobie narzeczeństwa w oddaleniu... okazuje się bowiem, że Ula zamierza kończyć licencjat w Anglii i są to bardzo poważne plany.
Jedyną osobą niezainteresowaną naszymi poważnymi rozmowami była oczywiście Asia. Zmęczona okrutnie siedzeniem przy stole dostała całkiem niewychowawcze pozwoleństwo na spacery po restauracji. I nawet kolegę sobie znalazła do brykania. A jaki wstyd nam zrobiła... Na jej wyraźne życzenie musiałam zabrać ją do "dablju si", a po powrocie na salę poczuła się zobowiązana oznajmić każdemu wolnemu słuchaczowi, że oto właśnie zrobiła kupę do kibelka.

Z tego "zmęczenia siedzeniem" zamówione przez Myszkę spagetti w sosie bolońskim pozostało nietknięte prawie, a całą drogę powrotną głodne dziecko skandowało "Ja chcę jeść! Ja chcę jeść!".
Całe szczęście, że do domu dotarło już tak wypompowane, że po zjedzeniu kromalki z ulubionym serem żółtym padło jak mucha.
Dobrej nocy, Babolce.
5 komentarzy:
Marta chwała Ci za to, że dajesz dzieciakom wolną rękę, to były ich zaręczyny, będzie ich ślub, chyba nie ma nic gorszego niż wtrącająca się we wszystko teściowa :-( Na nasz ślub Andrzej nie mógł zaprosić swoich kolegów, bo jego mama ,musiała zaprosić swoją znajomą z rodziną, bardzo przykro mu było :-(
PS. Gratulację dla Uli i Jasia ;-)
Ojj duzo jak na jeden post więc...po pierwsze gratuluje młodym samodzielności w podejmowaniu decyzji i jej podjęcia, dwa ..Tobie rózwniez gratuluję poszanowania dla ich decyzji, a po trzecie...radość wszystkich jest zawsze ogromna z poczynań Asiolka na kibelku, więc te kilka innych osób w restauracji tez musiało się dowiedzieć i ucieszyć :))
Buziolki kochane!
nooo, to wielkie moje gratulacje (z powodu zaręczyn i kupsztala oczywiście też :))
Ja, choc spóźniona... także dołączam się do gratulacji.
Serdeczne dzięki, dziewczynki.
Prześlij komentarz