
niedziela, 17 lutego 2008
Nieoczekiwana wizyta wujka Marka
Niedziela zaczęła się milutko. Od pełnego kibelka, na którym Asia zasiadła z namaszczeniem na własne życzenie. Potem było leniwe śniadanko, które trwało i trwało. A zaraz po nim odebraliśmy telefon od Jurkowego kuzyna, że jak w sam raz są rodzinnie przejazdem w naszym mieście, bo właśnie wracają z ferii na Słowacji. Na pytanie, czy mogą wprosić się na kawę mój małżowin krzyknął w słuchawkę "Jasne! Przecież od samego rana na Was czekamy!". I tak oto nieoczekiwana wizyta pokrzyżowała nam plany co do "Zaczarowanej", ale bardzo bardzo z tego się cieszę. Do kina wybierzemy się z Asią innym razem, zaś z Markiem i Krysią widujemy się rzadko (ach, te odległości liczone w setkach kilometrów), a wyjątkowo ich lubię. Powiem Wam, że po pierwszych niedokładnych jeszcze doniesieniach o katastrofie wojskowego samolotu CASA serce skoczyło mi do gardła, jak zresztą zawsze w podobnych sytuacjach, gdyż Marek jest lotnikiem WP.

Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
4 komentarze:
sympatycznie wyglądacie...cmoki
Ciekawe, czy jak ja kiedys zadzwonię, to też Jurek powie,że od rana na nas czekał....:) To mi się podobało najbardziej. Pozdrówki również dla gości.
Ewciu, dzięki za "miłe". :)
Kaju, do któregokolwiek z nas zadzwonisz - usłyszysz z całą pewnością. Nie powinnaś mieć żadnych watpliwości co do tego, moja droga.
Ależ tak na prawdę, to ich wcale nie mam... Przecież ostatnio tak właśnie zadzwoniłam :) I jeszcze raz dziękuję za goscinę.
Prześlij komentarz