czwartek, 28 lipca 2011

Wydarzenia czerwcowo-lipcowe

Od dawna żyję szybko, ale od operacji Asi pod koniec maja chyba zdecydowanie za szybko. W natłoku spraw do pozałatwiania, osobiście w ciągu dnia lub za pośrednictwem internetu wieczorami i nocami, trudno mi było znaleźć choć odrobinę czasu na napisanie na blogu choć kilku słów. Do tego jeszcze dwutygodniowa nieobecność w domu międzyczasie...na szczęście miła, bo wypoczynkowa.
Dziś przypada nasza, tj. Asikowych rodziców, rocznica ślubu. Odświętny charakter dnia podkreśliły życzenia...od teściowej, ktora nie mogła mnie w domu zastać, więc przekazane mi podczas obiadu przez tego, co 27 lat temu mi ślubował. Nie przeszkadza mi to jednak w spędzeniu wieczoru nieco inaczej niż przez ostatnie tygodnie (co najwyżej do myślenia daje). Znowu przed kompem. ale po prostu miło, robiąc to, co lubię. Na bok tzw. ważne sprawy. Dziś mam je gdzieś. Notkę piszę.Wreszcie.
Asia radzi sobie z chodzeniem coraz lepiej, tylko pokonywanie schodów idzie jej jakoś nieporadnie jeszcze. Pewnie jeszcze wiele tygodni, albo nawet miesięcy upłynie zanim powróci do formy sprzed zabiegu odkotwiczania rdzenia kręgowego.
W ramach tego powrotu, dzięki doc. Kaweckiemu, jeżdżę z Joasią 3 razy w tygodniu na rehabilitację do Prokocimia. Na razie Myszka dostała basen (fatalnie dla nas, że w szatni brak intymności) i masaż nóg, w zawrotnej ilości 10 zabiegów, ale jutro mamy wizytę u lekarki rehabilitacji i zdaje się dojdzie nam jeszcze zapowiadana na poprzedniej wizycie nauka chodu na profesjonalnym sprzęcie. A od najbliższego poniedziałku zaczynamy, także 3 razy w tygodniu, hipoterapię. Ku wielkiej radości mojego dziecka. Nie wiem zupełnie jak dam radę pogodzić tę wędrówkę z jednego końca miasta na drugi z trwającymi pełną w sumie parą przygotowaniami do przeprowadzki. I jeszcze z porannym odstawianiem Asi do IKARA, na zajęcia prowadzone przez jej wychowawczynię oraz p. Beatkę, z którą od września w szkole już się spotykać niestety nie będziemy...
Po powrocie z Międzywodzia, gdzie spędziliśmy na turnusie pierwszą połowę lipca, rozpoczął się też czas profilaktycznych badań Asi i jej Matki. Matce zdrowie nie szwankuje, a co do Asi, to pierwsza info spłynie 17 sierpnia, gdy neurochirurg oceni tomografię komputerową głowy. Wreszcie dowiem się, czy w istocie moje dziecko przestało być zastawkozależne, a przy okazji czy do tego Disneylandu, na który czeka niecierpliwie, lecieć może.
Co jeszcze dobrego? Lewe kolano oczywiście. Jak w sam raz dzisiaj przyjrzałam się dokładnie Asi w siadzie płaskim i stwierdziłam, że blaszki działają jak oczekiwaliśmy. Przed ich wszczepieniem w kolanie był tak mocny przykurcz, że Joasia nie była w stanie usiąść w taki sposób, bo momentalnie przewracała się, kolano bardzo wystawało ponad prawe i była spora różnica (ok. 4-5 cm) w funkcjonalnej długości nóg. Teraz Młoda siedzi wyprostowana, a kolano z przykurczem powoli zaczyna licować z tym zdrowym, co bardzo bardzo mnie cieszy. No i już prawie wyrównała się długość kończyn.
Martwią mnie natomiast sprawy urologiczne Asi. Póki co nie zanosi się na to, by stan sprzed zabiegu chciał w najbliższym czasie powrócić, zaś badania dopiero jesienią. Najwyraźniej potrzebne mi są nowe pokłady cierpliwości, bo bez niej wiara w poprawę stanu rzeczy zaczyna się ulatniać...
Pozdro.
Marta.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Marta cierpliwości, cierpliwości i jeszcze raz cierpliwości życzę. Zobaczysz, że dasz czas Asieńce i wszystko powoli wróci do normy. Intensywny czas za Tobą i przed Tobą więc sił również Ci życzę. No i wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy :) edyyta

Anonimowy pisze...

Cieszę się, że w natłoku spraw znalazłaś czas, żeby skrobnąć co nieco, bo brakowało mi wieści od Was. Wierzę, że pokonasz wszystkie przeszkody i wszystko ułoży się pomyślnie.
Pozdrawiam
Agnieszka

AGA-KA pisze...

wszystko będzie dobrze! :)

AGA-KA pisze...

wszystko będzie dobrze! :) ;*

Marta pisze...

Dzięki, moje drogie. Mam nadzieję, że macie rację.
Pozdrówka, całusy.