poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Zjazd po schodach

Uwielbiam nieoczekiwane Asiolkowe pomysły. Nie wszystkie, ale te z tych, które w realizacji przyprawiają mnie o gęsią skórkę, a ostatecznie o dumę z kolejnego wyczynu jak najbardziej. Bo radość z kolejnej przełamanej bariery przynoszą, i optymizmem, którego nigdy za wiele, napawają.
Nad morzem moja córka chyba zapomniała o wiosennej poważnej wywrotce na rowerze, gdy troche za szybko z górki zjeżdżając zbyt ostry zakręt wzięła, i tylko dzięki kaskowi nie skończyło się to pobytem na oddziale urazowym. No, musiała zapomnieć jak nic, bo podczas jednego ze spacerów postanowiła przekonać się, czy da radę zjechać po schodach. Co prawda marzył się jej ten manewr od dawna, z wypiekami na buzi, wzdychając niemiłosiernie obserwowała młodzieńców przemieszczających się w dół w taki sposób, ale nie sądziłam, że w takim krótkim czasie po feralnej przygodzie odważy się ryzykować.



Mogę tylko żałować, że tak późno siegnęłam po aparat, bowiem pierwsza część schodów bardziej stroma była, a więc i zjazd szybszy, ale Myszka świetnie dała sobie radę. Jak bum cyk cyk.

2 komentarze:

KajaS pisze...

Aśku, gratulacje ;)

Marta pisze...

Dzięki.