Wczoraj znów byliśmy z Asiolkiem na nartach. Co prawda ja wzbraniałam się mając w perspektywie kolejną przejażdżkę wyciagiem linowym, ale małżowin wyszedł mi naprzeciw i wyjechał autem na sam grzbiet góry. Jeste zatem 1:1, okazało się bowiem, że Jurek prowadząc samochód w trudnych warunkach czuł się dokładnie tak, jak ja w zeszłym tygodniu. Szczerze mówiąc to wcale tego nie chciałam, i podczas kolejnego wyjazdu zdecyduję się umierać ze strachu dla Asiolka. Bo córcia bakcyla złapała. Aż szkoda, że nie zdecydowaliśmy się na akcję "Asia na nartach" na początku sezonu.
W tamtą niedzielę Asia wyjeżdżała na górę na kolanie swojego tatusia, tym razem już na własnych nartkach.
A przed odjazdem jeszcze radocha na placu zabaw. To co, że zima? ;)
Joasia przyszła na świat pewnego letniego przedpołudnia wprowadzając w nasze poukładane życie sporo zamętu. Los bowiem ofiarował jej rozszczep kręgosłupa i wodogłowie.
4 komentarze:
braaaawooo asiulek
No i super!
No ładnie:)może kiedyś i ja się zdecyduję:):):)
Cmokasy dla Was i pozdrowionka cieplutkie.:)
Prześlij komentarz