czwartek, 31 lipca 2008

Vojta - nowa dla nas metoda rehabilitacji

W rozwoju motorycznym Asia zrobiła ogromne postępy i jest na całkiem niezłym etapie. Niemniej jednak trudno zapomnieć słowa profesora, który dał nam pół roku na podjęcie decyzji w sprawie kolejnej operacji i prób zaradzenia Mysiowemu problemowi (na dobrą sprawę bez konkretnych wskazówek).
Jakiś czas temu dowiedziałam się, że metodą Vojty można stymulować funkcje pęcherza i w zw. z tym trafiłam do Poradni Wieku Rozwojowego. Błyskawiczny wjazd do gabinetu pani dr Marii Drewniak (w czwartek telefon, wizyta już w poniedziałek) zapewniła sama Asia.
Mimo świętego oburzenia "A kto to rozszczep kręgosłupa rehabilituje Bobathem?!" pani doktor widocznie uznała, że stan Asi nieźle rokuje i trzeba dobrze wykorzystać te ostatnie 2-3 lata dające jeszcze szanse na wypracowanie pozytywnych zmian.
O samej metodzie mam niezgłębioną jeszcze wiedzę, ale podobno wiek 8 - 9 lat to górna granica, po przekroczeniu której Vojta już traci sens.
Pani doktor okazała się sympatyczną osobą. Taką "do dzieci". Rozmowna, chętnie odpowiada na pytania i wyjaśnia niezrozumiałe. Nie traktuje rodzica z góry.
I wszystko byłoby pięknie, ładnie, gdyby nie to, że blask naszego rehabilitanta przybladł...Za nami sześć lat pracy z Asią, głównie nad wzmocnieniem mięśni będących bazą do osiągania kolejnych etapów rozwoju ruchowego, a jednak...okazało się, że obręcz biodrowa Myszki jest słaba.
Podczas badania pani doktor objaśniała mi wszystko przykładając moją dłoń do ciała Asi. Zatem nie tylko widziałam, ale i czułam. I uświadomiłam sobie, że Asiolkowy brzuszek wcale nie jest taki mocny, jak się wydawało . Mięśnie proste wprawdzie są OK, ale za to mięśnie skośne są tak słabe, że prawie wcale nie są angażowane do pracy. Mięsień prawego pośladka także jest do bani.I w tym właśnie jest upatrywany problem Mysi z prawidłowym ustawianiem prawej nóżki podczas chodzenia.
Jestem zmartwiona, od czasu do czasu po mojej głowie błąka się pytanie, na które zersztą i tak odpowiedzi nie uzyskam...Ale pojawia się i towarzyszą mu wyrzuty sumienia...Przecież mogłam maleńką Asieńkę rehabilitować obiema metodami jednocześnie i może dziś już mogłaby chodzić bez kul? Może nawet wcześniejszych operacji udałoby się uniknąć skoro na zmiany kostne ma wpływ fatalnie funkcjonujący układ mięśni...?
No nic. Co się stało, to się nie odstanie. Jednak można podjąć działania, by choć trochę nadrobić straty. Więc ćwiczę z Myszką od poniedziałku, zgodnie z instrukcjami pani fizjoterapeutki, uciskając wskazane miejsca cztery razy dziennie. Trochę obawiałam się jej protestów, ale okazało się, że chętnie współpracuje i to mnie cieszy. Mam nadzieję, że ta współpraca będzie układała się dobrze również w przyszłości, gdy dojdą do uciskania kolejne, nowe punkty. I nie tracę wiary w to, że jeszcze uda się nam sporo wypracować.
Na koniec przyznam szczerze, że w tym wszystkim znalazłam jedną radość - ćwiczenia od pana Janka stały się domeną mojego małżowina i to on teraz musi się męczyć z córką pokazującą różki.Co za ulga.Image Hosted by ImageShack.us
Image Hosted by ImageShack.us

3 komentarze:

Anica pisze...

Marta o jakich wyrzutach sumienia mówisz??? Twoja córcia chodzi,a sama pisałaś, że miała nich chodzić, nie siedzieć, nie podnościć główki...a Ona świetnie sobie radzi i to właśnie dzięki Bobathom. Osiągneliście dużo, dużo więcej niż inni. A jak słucham rehabilitantów ...zawsze Ci od Vojty "psioczą" na metodę Bobathów, i odwrotnie.
Ps. Tak właściwie to sama się zastanawiam nad wyjazdem do dr. Drewniak
Całuski dla Asieńki

KajaS pisze...

Ło matko... człowiek uczy się całe życie i co rusz dowiaduje się czegoś nowego.... To może wszyscy hurtowo pojedziemy do tej pani dr...?

Marta pisze...

No to dziewczynki ustalcie jeden termin wizyty, to zmontujemy jakieś spotkanko.;)