niedziela, 18 maja 2008

Chciałoby się rzec: ależ to dziecko jest u...dliwe ;)

Jak fajnie, że jeszcze w niedzielę zdążyłam Was powitać. ;)
Weekend, wbrew zapowiedziom synoptyków, wcale nie był tragiczny. Wręcz przeciwnie, dzięki czemu Asia czas spędziła głównie na jeździe na ukochanym rowerku.
Jednak nie było to jedyne jej zajęcie. Z ogromnym bowiem upodobaniem pod byle pretekstem przychodziła do domu, swoje nadejście oznajmiając uporczywym dzwonieniem do drzwi. Uciechę miała niesamowitą, więc choć w pewnym momencie miałam już serdecznie dosyć od besztania powstrzymałam się. No, bo jak tu grozić palcem dziecku, które miało być wg lekarzy roślinką, a które dziś bez niczyjej pomocy, dumne jak paw, potrafi wyjść z domu i do niego wrócić, pokonując kilka schodów raz w dół, raz w górę?
Doskonale pamiętam, jak na samym początku naszego wspólnego oswajania się z niepełnosprawnością Mysi często po moich policzkach toczyły się łzy... Pojawiały się zawsze na myśl, że moja córeczka będzie ode mnie zależna, czy to będąc niemowlęciem czy też mając ileś tam lat więcej.
Nie umiem dziś powiedzieć nad czyim losem użalałam się bardziej - nad Asiolkowym, bo wiecznie żyć nie będę, a i sił w końcu zabraknie, czy też nad swoim, że te siły zaczną mnie opuszczać i coraz trudniej będzie mi dać sobie radę...
Tymczasem Asia jest coraz bardziej samodzielna, a ja ze zdziwieniem odkrywam od czasu do czasu, że oto znów w czymś tam jestem zbędna. To wspaniałe uczucie, jakiego nigdy nie doświadczałam przy starszych dzieciach. Bo przecież wiadomo było, że każdą czynność wcześniej czy później opanują. W przypadku Myszki już nic nie było takie oczywiste, dlatego te odkrycia są o wiele wiele bardziej radosne.
O strachu czającym się w mojej duszy nie będę dziś pisała. Dziś chcę się wyłącznie cieszyć.


darmowy hosting obrazków

2 komentarze:

KajaS pisze...

I słusznie... trzeba się cieszyć, a jak patrzę na tego Asinego uhahanego pysiolka, to i ja od razu się uśmiecham :)

Dorota Magda pisze...

Święta prawda. :)
Buziaczki dla kochanego Asiolka. :)