Witam Was, dziewczynki jak za dawnych czasów. Nocnie znaczy się.
Aby przypadkiem świt mnie nie zastał tu odpowiem na Wasze komentarze. He he. Bo szlakulec mnie już zaczął trafiać - najpierw przez 5 dni nie mogłam załadować filmiku z Asią, teraz od ponad godziny nie mogę dodać komentarza. Czy to się czasem nie nazywa złośliwością rzeczy martwych?
A więc proszę, kochane, czytajcie:
Ewciu, dziękuję za miły komentarz i pozdrowienia dla Asi. Przekażę jej jutro. Nie, po prostu przeczytam, bo od jakiegoś czasu chętnie zagląda ze mną na swój blogasek. My także pozdrawiamy Ciebie cieplutko i ślemy buziaki.
Kalu, nawet tak nie żartuj, bo może okazać się, że za córką nie nadążę. Hi hi.Pozdrówka, buziaki.
Kaju, ależ bardzo proszę.;) Pozdrowionka, buziaczyska.
PS. A jak tam Krzysiowa wysypka?
Dobrej nocki, Babolce i miłego wtorku.:)
wtorek, 4 marca 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
7 komentarzy:
Już wiesz, że wysypki nie ma... :)
A złośliwość rzeczy martwych zdarza się każdemu... - to tak na pocieszenie.
dziękuję za pozdrowienia, no proszę ...to ty nie możesz swoich komentarzy wrzucać...i posta nam wystosowałaś...tys piknie..-;))))
ale ja absolutnie nie żartowałam... teraz to sobie mamuśka musi jakieś rolki sprawić i Asiołka ganiać po domu :)
No, Kalu, to jeszcze lepszy żart. ;)
No to jestem :))))))))))) Ściskam Was mocno, mocno babeczki moje kochane :)) Asiolku....wyczyn z kulami to teraz ulubiony filmik Adiego...no może to jednak chodzi o ten przepięknie wyśpiewany alfabet :))
Ale miałam niespodzianką - klikam w zakątek Asiołka i nie każą mi wpisywać hasła i użytkownika, Marto bardzo się cieszę, że blog Asi jest ogólnie dostępny - Twoja mała córeczka daje tyle nadzieji :-)
Aniu, mam nadzieję, że wszystko co piszę tutaj o Asieńce podbudowuje rodziców i daje im siłę do walki o lepsze jutro dla swoich dzieciaczków. Chciałabym bardzo, by przerażeni faktem RKiW pogodzili się z nim, zaakceptowali i nabrali przekonania, że warto walczyć. Mimo, że trudno przewidzieć rozwój wypadków, mimo złych rokowań - warto. Do tej prawdy dochodziłam samotnie (w sieci pojawiłam sie dopiero, gdy Myszka miała 1,5 roku)przez wiele miesięcy widząc tylko bezsens swoich starań. Ale wystarczył pierwszy wypracowany z mozołem sukces...;) I dodam, że wielkim sukcesem jest także to, że stan dziecka nie pogarsza się, biorąc pod uwagę jego możliwości nieporównywalne z możliwościami Asi. To także jest bardzo bardzo ważne i wymaga ogromu pracy z pociechą. No, ale akurat Tobie to nie musze przecież tak naprawdę tego tłumaczyć. ;)Pozdrówka, buziaki.
Prześlij komentarz