Hej, hej.
Jak miło witać się z Wami w pierwszych chwilach weekendu. Co prawda mijający tydzień nie był szczególnie pracowity, ale jednak wizja niemal totalnego lenistwa przez dwa dni z hakiem od razu poprawia nastrój.
Wtorek i środę Asieńka przesiedziała w domku z powodu potężnego kataru. Po ostatnich jej chorobach uwielbiam dmuchać na zimne. Zwłaszcza, że zaniepokoiły mnie Asiolkowe sensacje jelitowe, trwające z różnym nasileniem od poniedziałkowego popołudnia. Nie mogłam określić czy to z przejedzenia (Myszce ostatnio dopisuje wyjątkowy apetyt) czy może jakaś grypa żołądkowa, dlatego wolałam dziecko przetrzymać w domku. Na szczęście było to konieczne tylko te dwa dni.
I bardzo dobrze, że nic się z tych dolegliwości nie rozwinęło i z czystym sumieniem mogłam podrzucić dziecię ciotkom przedszkolnym. W przeciwnym razie miałabym nie lada problem, gdyż musiałam stawić się w sądzie na rozprawie. A sprawa musiała się odbyć, bowiem Ania od października (gwoli przypomnienia od śmierci taty) pozostawała bez opiekuna prawnego.
Sędzina przeprowadziła postępowanie sprawnie i bez zbędnych ceregieli, mimo że nie dostarczyliśmy zaświadczeń lekarskich o stanie zdrowia pozwalającym na sprawowanie funkcji opiekunów prawnych dziecka (mamy dołączyć je do akt w najbliższych dniach). Swoją drogą to zastanawiające, że umieszczając Anię w naszym domu/rodzinie trzy lata temu wysoki sąd nie zechciał skontrolować czy jesteśmy odpowiednio zdrowi (psychika dajmy na to) do pełnienia roli rodziców zastępczych... No nic, ważne, że sprawa została sfinalizowana, a jako ciekawostkę powiem Wam, że musieliśmy z Jurkiem złożyć przysięgę, w której przyrzekliśmy - najogólniej mowiąc - funkcję opiekunów prawnych wypełniać zgodnie z literą prawa, z ogólnie przyjętymi normami społecznymi i kierując się szeroko pojętym dobrem małoletniej. Acha, od teraz szczegółowe sprawozdania z opieki zastepczej będziemy składać już tylko raz w roku. Uff! Bo pisania wtedy jest tyle, że głowa boli.
Wyrok sądu będziemy mogli odebrać z sekretariatu za 21 dni (to czas konieczny do jego uprawomocnienia się), a potem będziemy mogli zacząć szaleć. Na pierwszy ogień pójdzie biuro paszportowe, bo wakacje w sumie niedługo. Krzyś obiecał załatwić tę sprawę po wyjściu ze szpitala, ale...Ech... Na samą myśl, że będę musiała zastąpić go tak już oficjalnie świadomość, że jego już nie ma wśród nas dokucza mi bardziej niż zwykle...
Jak miło witać się z Wami w pierwszych chwilach weekendu. Co prawda mijający tydzień nie był szczególnie pracowity, ale jednak wizja niemal totalnego lenistwa przez dwa dni z hakiem od razu poprawia nastrój.
Wtorek i środę Asieńka przesiedziała w domku z powodu potężnego kataru. Po ostatnich jej chorobach uwielbiam dmuchać na zimne. Zwłaszcza, że zaniepokoiły mnie Asiolkowe sensacje jelitowe, trwające z różnym nasileniem od poniedziałkowego popołudnia. Nie mogłam określić czy to z przejedzenia (Myszce ostatnio dopisuje wyjątkowy apetyt) czy może jakaś grypa żołądkowa, dlatego wolałam dziecko przetrzymać w domku. Na szczęście było to konieczne tylko te dwa dni.
I bardzo dobrze, że nic się z tych dolegliwości nie rozwinęło i z czystym sumieniem mogłam podrzucić dziecię ciotkom przedszkolnym. W przeciwnym razie miałabym nie lada problem, gdyż musiałam stawić się w sądzie na rozprawie. A sprawa musiała się odbyć, bowiem Ania od października (gwoli przypomnienia od śmierci taty) pozostawała bez opiekuna prawnego.
Sędzina przeprowadziła postępowanie sprawnie i bez zbędnych ceregieli, mimo że nie dostarczyliśmy zaświadczeń lekarskich o stanie zdrowia pozwalającym na sprawowanie funkcji opiekunów prawnych dziecka (mamy dołączyć je do akt w najbliższych dniach). Swoją drogą to zastanawiające, że umieszczając Anię w naszym domu/rodzinie trzy lata temu wysoki sąd nie zechciał skontrolować czy jesteśmy odpowiednio zdrowi (psychika dajmy na to) do pełnienia roli rodziców zastępczych... No nic, ważne, że sprawa została sfinalizowana, a jako ciekawostkę powiem Wam, że musieliśmy z Jurkiem złożyć przysięgę, w której przyrzekliśmy - najogólniej mowiąc - funkcję opiekunów prawnych wypełniać zgodnie z literą prawa, z ogólnie przyjętymi normami społecznymi i kierując się szeroko pojętym dobrem małoletniej. Acha, od teraz szczegółowe sprawozdania z opieki zastepczej będziemy składać już tylko raz w roku. Uff! Bo pisania wtedy jest tyle, że głowa boli.
Wyrok sądu będziemy mogli odebrać z sekretariatu za 21 dni (to czas konieczny do jego uprawomocnienia się), a potem będziemy mogli zacząć szaleć. Na pierwszy ogień pójdzie biuro paszportowe, bo wakacje w sumie niedługo. Krzyś obiecał załatwić tę sprawę po wyjściu ze szpitala, ale...Ech... Na samą myśl, że będę musiała zastąpić go tak już oficjalnie świadomość, że jego już nie ma wśród nas dokucza mi bardziej niż zwykle...
3 komentarze:
Bardzo sie ciesze Martuniu, gratuluje Wam z calego serducha. Tak jak pisalas jest fajnie jak jest fajnie ale jak wszyscy wiemy zycie przewrotne bywa i co jakby - odpukac - bylo cos bardzo pilnego, jakas zgoda do podpisania? Lepiej spac spokojnie :).
Gratulacje!
Dzięki, babeczki.
Prześlij komentarz