Witam Was, kochane. Dzisiejsze zapiski będą bardziej optymistyczne.
Po konsultacjach z osobami, które można uznać za kompetentne zapadła decyzja co do dalszych losów mojego małego przedszkolaczka.
Z dwóch niezależnych źródeł uzyskałam pokrywające się opinie na sprawę, która okazała się tak prosta, że aż zbeształam samą siebie. Szkoda, że takich informacji rodzic nie może otrzymać od ręki, czyli w szkole czy też w przedszkolu. Oszczędziłoby to czasu jemu, a nerwów obu stronom, dyrekcji lub pedagogowi znaczy się.
Tak więc zgodnie z sugestią pań psycholożek od września Asia stanie się zerówkowiczem. Optowała za tym wspomniana już wcześniej pani "psychologopeda", opierając się na przypadkowych obserwacjach Myszki (jak przypuszczałam nie było żadnych spotkań). Twierdzi ona, że odroczenie Asi byłoby ze szkodą dla niej, bo jest mądrą i inteligentną dziewczynką i nie można z góry zakładać, że nie poradzi sobie z realizacją programu nauczania odpowiadającego jej poziomowi wiekowemu. Po pierwsze zerówka dopiero za osiem miesięcy, a to ogrom czasu w rozwoju dziecka na tym etapie, a do tego trzeba dodać 10 miesięcy roku szkolnego. Po drugie - nauczyciel wspomagający, czyli pedagog dochodzący do przedszkola mający przeprowadzać zajęcia wyrównawcze z Asią w zależności od potrzeb. No i tu pojawił się schodek, który koniecznie chciałam przeskoczyć, a nie uda się to, niestety...Na ziemię sprowadziła mnie druga konsultantka, czyli pani psycholog z poradni psychologiczno-pedagogicznej. Otóż okazuje się, że po pierwsze podstawą przyjęcia do placówki integracyjnej czy też z takowymi oddziałami jest orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego. Owo orzeczenie jest także podstawą do uzyskania przez placówkę odpowiednich subwencji pozwalających zatrudnić nauczyciela wspomagającego. Chcąc nie chcąc póki co muszę być tym zainteresowana. Na szczęście takie orzeczenie wydaje się na określony etap nauczania, więc na razie będzie ono tylko na rok, a potem zobaczymy.
Pani z poradni p-p uznała, że grupa tzw. łączona starszaków to bardzo korzystne środowisko dla mojego dziecka, które tak czy inaczej po wakacjach w niej się znajdzie.
Zatem wizja jest taka: Asia realizuje program zerówki (to pierwsza nowość w jej życiu) mając nadal kontakt z dziećmi ze swojej obecnej grupy i znanymi z ubiegłego roku, czyli równolatkami. Na koniec ocena, jak sobie z tym wyzwaniem poradziła. Jeśli w normie - idzie do pierwszej klasy. Jeśli nie - chodzi do zerówki raz jeszcze, ale już w szkole (to druga nowość, zapewne łagodniejsza do przełknięcia wobec znajomości materiału)) i to będzie moment na odroczenie jej od obowiązku szkolnego, bo zgodnie z przepisami nie odracza się od zerówki.
Myślę, że to dobry pomysł na to, by nie wprowadzać jej dwóch tak ogromnych zmian jednocześnie. Mam jednak nadzieję, że wszytko uda się załatwić (komisja może odmówić wydania nadmienionego orzeczenia) i Asia pomimo mojego dzisiejszego czarnowidztwa poradzi sobie w zerówce i po roku wytężonej pracy z dumą będzie dźwigała tornister pierwszoklasistki.
Martwi mnie tylko podejście pani psycholog z poradni, która odmówiła mi przeprowadzenia badania psychologicznego. Wiem, że Mysia ma spory potencjał, nie mam zaś pojęcia w jaki sposób zmobilizować ją do jego wykorzystania. Jak ją podejść...? Potrzebny mi "kluczyk do Asiolka", a sama go nie znajdę, bo ja jestem przede wszystkim mamą, zaraz potem rehabilitantką...Nie mogę być także psychologiem (nawet predyspozycji mi brak). Łudziłam się, że pani Madzia dotrze do tego mojego upartego dziecięcia, bo ma odpowiednie do tego wykształcenie (nauczanie specjalne czy jakoś tak), ale jak już wiecie niestety nie... Chyba trzeba jednak będzie skorzystać ze znajomości, choć to określenie to brzmi zbyt szumnie. Bo żadna to właściwie znajomość. Po prostu życzliwość babci Asiolkowej koleżanki z grupy, która przez przypadek była świadkiem mojej przedwczorajszej rozmowy w p. Madzią. Ta kobieta (nie wiem kim konkretnie była, ale emeryturę pobiera "oświatową" ;)) zaoferowała mi pomoc - jeśli zajdzie potrzeba to skontaktuje mnie z szefową wszystkich krakowskich psychologów. Nie leży w mojej naturze korzystanie z przysłowiowych znajomości, ale dla Asi jestem gotowa na wszystko.
Uff! Ależ się rozpisałam. Mam nadzieję, że przynajmniej zrozumiale.
Uciekam zaraz w objęcia Morfeusza. Jutro nie mogę zaspać. Muszę odstawić Asię na czas do przedszkola, bo dziecaiki mają generalna próbę przed uroczystością z okazji dnia babci i dziadka, którą mają uświetnić jasełka. Na fotki nie czekajcie przypadkiem, bo moje dziecię nie dojrzało jeszcze do publicznych wystąpień.
Trzymajcie się, Babolce. Życzę Wam kolorowych snów i miłego piąteczku.
czwartek, 24 stycznia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
6 komentarzy:
Przepisy....o kant..tyłka obić...Adi chodzi do integracyjnej szkoły, mimo swojej wady rozwój psychofizyczny jest oki, ale nie dlatego nie poproszono nas o żadne zaświadczenia!!Tylko dlatego, że jest to szkoła integracyjna z prawdziwego zdarzenia, która mam w nosie przepisy a tym samym utrudnianie zycia komukolwiek!Sa takie których musza przestarzegac i przestarzegają, dla dobra dzieci. Opieka psychologiczna jest na wysokim poziomie, zatrudnione sa dwie dodatkowe psycholożki, tyle że nie na etatach tylko ''awaryjnie'' a to awaryjnie jest codziennie. Szkoła bardzo chętnie przyjmuje wolontariuszy, studentów psychologii, maja świeże spojrzenie, są młodsi, lepszy kontakt. Choć Adi nie korzysta z tego rodzaju pomocy w szkole wiem ja i wszyscy rodzice że jest taka mozliwośc. Jakies kłopoty z którymś z 1000 dzieci?? Wszyscy szukaja najlepszego rozwiązania, nie tylko rodzic. Niejednokrotnie naginane sa przepisy..np dzieciom z takich integracyjnych placówek nalezy sie darmowy transport! To jak takie dziecię jedzie do domu w aucie są jeszcze 2-3 miejsca..samo pojedzie? nie! Szkoła korzysta z usług korporacji taksówkarskiej ze względu na rózne godziny zakończenia zajęć, inaczej miała by busa, tak jak i ma 3 autokary, własne, na wycieczki, na dowoóz dzieci na basen itd...Martuś to nie przepisy to tylko dobra wola ludzi pracujących w takich placówkach i...odrobina chęci i zrozumienia. Buziaki moje kochane słonka. udało mi się wstawic na bloga zdjątko :))
Ależ się rozpisałam! :)
Pomyslałam sobie, że pomysł z ewentualnym powtarzaniem zerówki nie jest taki zły. Moja Olka obecnie chodzi drugi rok do zerówki..
Oleńko, przeprowadzam się w takim razie do Trójmiasta!;)Wiem...rzeczywiście życie każdego z nas jest zdecydowanie łatwiejsze dzięki zwykłej ludzkiej życzliwości...a Krakusi są tacy zasadniczy...Czasem odnoszę wrażenie, że ludzie tłumią w sobie te życzliwe odruchy sądząc, że ktoś będzie miał lepiej od nich...Śmieszna taka teoria, ale coraz bardziej prawdziwa się wydaje...Nic, to. Damy radę mimo przeciwności i tyle.
Kaju, masz rację - to nie jest zły pomysł. Ula i Aga poszły do szkoły rok wcześniej, ale to chyba jeszcze nie tradycja. Nic zatem nie stanie się, jeśli Asia rozpocznie naukę rok później. Ewentualnie.;)
Bry, bry kochane!!! Ja z wieścią, że Asiolkowy 1% poszedł w świat, no nie całkiem, ale dałam znać gdzie sie da i maja dalej przekazywać, a na onecie...już Asiolek sie uśmiecha z kilku blogów:)... :))) Buziaczki!!!!
Dzieki za ciekawy blog
Bardzo proszę. :)
Prześlij komentarz