środa, 26 maja 2010

Doktor Miklaszewski "przepadł" ;)

No i poniedziałkowa wizyta u naszego lokalnego ortopedy przepadła. I to bynajmniej nie z powodu choroby Asi, której spodziewałam się jak słońca po deszczu, a z powodu...bramy.
Najwyraźniej nieźle zakręcona po weselisku nasza sąsiadka była, bo zatrzymawszy auto przed domem na chwilę tylko o zaciągnięciu ręcznego zapomniała. A że nasza wspólna droga dojazdowa pochyła jest to autko stoczyło się i zatrzymało na naszej osobistej bramie wjazdowej, która - poza połamanymi sztachetkami - wygięła się w stopniu uniemożliwiającym jej przesunięcie.
Uwięzieni byliśmy do wieczora, ale Asia miała frajdę, bo w sposób niekonwencjonalny wracała ze szkoły do domu, przefruwając nad bramą podana mi przez mocno zakłopotaną sprawczynię całego zamieszania. Ja zresztą też miałam radochę. Nie żebym złośliwa była, ale śmiesznie wyglądał mój małżowin pod krawatem w równie nietypowy sposób podążający w stronę źródła smakowitego zapachu, jaki dotarł do jego nozdrzy i ślinotok wywołał.



Na dzień dzisiejszy słupek jest wyprostowany i przywiązany do sąsiedniego (jak dobrze, że za ogrodzeniem nie mamy szczerego pola, he he he), brama także wyprostowana na tyle, że przesuwa się. I nawet pilot na nią działa. Niestety, jej konstrukcja jest mocno nadwyrężona i zgodnie z oceną fachmana, który ją wykonywał 1400 zeta za naprawę to sprawa całkowicie nieopłacalna. Tak więc szukamy nowej bramy, a pan fachman (zupełnie bezpodstawnie przeświadczony o własnej solidności oraz poszanowaniu klienta i jego czasu) rozczarowany będzie, gdy zorientuje się, że nie jemu damy zarobić.

Pozdrawiam serdecznie i do następnej notki,
Marta.

1 komentarz:

KajaS pisze...

No to skoro brama już ruchoma jest, to jednak uda Wam się dotrzeć do Miklaszewskiego... ?
A jak już nową bramę robić będziecie, to może furtkę uda się zmieścić ;) Na następny raz, jak sąsiadka się zapomni, łatwiej będzie :D