środa, 26 sierpnia 2009

Badanie psychologiczne

Ochłonęłam już na tyle, by móc spokojnie napisać o poniedziałkowej wizycie z Asią u psychologa, którą zresztą zasugerowała szkolna pani psycholog. Nie naciskała, ale przyjęłam tę propozycję za dobrą monetę. Jestem świadoma emocjonalnych problemów Myszki. W końcu borykam się z ich skutkami na codzień, radząc sobie po matczynemu po prostu, czyli intuicyjnie.
Do poradni psychologiczno-pedagogicznej pojechałam z nadzieją, że uzyskam fachową pomoc w postaci wskazówek/sposobów/metod, zaś moje dziecię może na jakieś sensowne zajęcia terapeutyczne trafi. Niestety, przeceniłam możliwości? chęci? pani psycholog i w poradni pojawię sie dopiero za trzy lata, gdy będzie Asikowi potrzebne kolejne orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego na następny etap nauczania, w klasach IV - VI.
Spotkanie rozpoczęło się wywiadem, w którym wyjawiłam z czym przy okazji przybywam, po czym zostawiłam Asię na ponad godzinę, bo tyle miało trwać badanie. Gdy wróciłam pani bezradnie rozłożyła ręce, bo nic właściwie nie udało się jej z Asi wycisnąć. Za to była na tyle miła, by nie wyskrobać opinii, bo jak powiedziała, musiałaby w niej uznać, że dziecię poniżej normy jest.
To nic, że z jakiegoś powodu nie zarejestrowała, co do niej o problemach Mysi mówiłam. Bo gdyby słuchała uważnie najpierw grunt pod badanie by sobie przygotowała, czyli oswoiłaby Asię ze sobą, a gdyby była dobrym obserwatorem musiałaby także skonstatować, że będzie musiała to oswajanie rozłożyć na kilka spotkań, skoro dziecko ma blokady. Na kolana powaliło mnie pytanie, czy jak się umówimy tydzień lub dwa później to Asia wykona wszystkie polecenia tak by sprawę badania psychologicznego zamknąć.
Decyzję pt. "więcej tam z Asikiem nie pojawię się" podjęłam już przy rozłożonych w geście bezradności rekach, ale jeszcze postanowiłam panią przycisnąć, bo ciekawa byłam jej pomysłów na to, jak pomóc Myszce uwierzyć w siebie i sprawić, aby otworzyła się przed innymi i śmiało sprzedawała posiadaną wiedzę (pozostałe problemy celowo pominęłam). I cóż usłyszałam? Ano, że musi się tym zająć...pedagog szkolny, która nb z powodu własnej bezradności, jak oceniam, "odesłała" nas do psychologa.
Jestem bardzo sceptycznie nastawiona do tej idei, ale poczekam cierpliwie i przekonam się, jak konieczność pracy indywidualnej z moim dzieckiem będzie realizowana. I czy wystarczy przyznanych orzeczeniem godzin na dodatkowe z nią zajęcia i kompensacyjno-wyrównawcze, i z panią pedagog. I ciekawi mnie, czy pani psycholog przekaże swoje sugestie choć słownie.

PS. Może nie powinnam notować pewnych faktów, ale powstrzymać się nie mogę. Pani psycholog przyszła do gabinetu z kartą Joanny Kowalskiej - nastolatki i mocno zdziwiła się, że taka malutka jest. Ja zaś zdziwiłam się, że pani do spotkania nie przygotowała się.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Takie badania to o d...kant rozbić.Ciekawe ile zdrowych dzieci by przeszło takie badania pozytywnie.Grzesiek też wypadł fatalnie i o mało go tam nie udusiłam.Prawie wszystko wiedział a jak go pytała to mówił,że nie wie.
kasia

KajaS pisze...

Nas niedługo czeka takie badanie... A na ostatniej wizycie u psychologa (umiał już mówić) milczał, a jak go pani zachęciła to twardo mówił: "nie umiem, jestem ma mały" ;)
Całuski.

Unknown pisze...

Nie oczekuj zbyt wiele po psychologu z PPP, te panie chętnie zapominają, że przed badaniem trzeba skłonić dziecko do współpracy i są na to metody, niekoniecznie psychologiczne.
Pozdrawiam
Agnieszka

Marta pisze...

Już nie oczekuję. Zastanawiam się tylko nad nazwaniem tego czegoś, co niektórzy mają w sobie, a co sprawia, że dzieciak wychodzi za swojej skorupy i chętnie nawiązuje kontakty i współpracę.;)
Pozdrówka.