Dzień urodzin Myszeczki już za nami. Był pełen wrażeń, choć główne obchody - z tortem i gośćmi - dopiero w niedzielę. Dzisiaj świętowaliśmy "wewnętrznie", czyli w bardzo ścisłym gronie rodzinnym - Asia, jej rodzeństwo i my, staruszkowie. To taki nasz zwyczaj, że celebrujemy czyjeś święto dokładnie w dniu, w którym przypada, a dużą imprezę uskuteczniamy w niedzielę przed lub po.
Asia coś słabowita była, bo jakoś nie mogła zdmuchnąć symbolicznej świeczki. To pewnie wczorajsze wręczanie torebek i oczekiwanie na prezenty tak ją wykończyło.
Mysia została obdarowana zamówionym segregatorem z karteczkami (a już myślałam, że moda na to hobby minęła w naszym domu bezpowrotnie wraz z wyrośnięciem moich starszych córek) oraz ukrytymi w przepastnej torbie fajnym t-shirtem z długim rękawem i książeczką. Trzy rzeczy do oglądania, ale najpierw sięgnęła po nowy ciuch. Rasowa kobietka, no nie?
Po przyjęciu urodzinowym nadeszła pora na niespodziankę, czyli najważniejszy, najbardziej wymarzony prezent, po który postanowiliśmy z Jurkiem wybrać się wspólnie z Asią. Tak dla większej frajdy, bo przecież to uciecha ogromna móc samodzielnie dokonać wyboru. Prawda?
No więc pojechaliśmy do Euro ZOO po...rybki. Myszka męczyła o nie już od ok. półtora roku, ale nie mogłam jakoś zdecydować się na przyjęcie kolejnego obowiązku. Po prostu doskonale wiem, że nie tylko w naszym domu troska o "dzieckowego" zwierzaka po kilku-kilkunastu dniach fascynacji nim spada na mamę. Z autopsji w końcu znam. Hi hi. Ale co tam, dla tego pełnego szczęśliwości uśmiechu na Asiolkowym buziaczku warto podjąć taki trud.
Post scriptum, czyli jeszcze tradycyjnie foteczka torcika.;)
piątek, 29 sierpnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarzy:
Z rybek to najbardziej na początek polecam molinezje albo bojownika syjamskiego - tyle że nie w kuli :) A zdjęcie z jabłuszkiem - cudo :)
Alu, ależ sam początek został już zapoczątkowany.;) Asia sama wybrała sobie welonki - złotą i srebrną z czerwoną plamką na główce. Teraz zastanawia się jak je nazwać. ;)
Welonki też są w sumie łatwe w hodowli. Mam tylko nadzieję że nie są w kuli? W każdym razie życzę Wam powodzenia z akwariowym bakcylem, bo kto go raz złapie, ten go ma już na całe lata.
Alu, sorry, ale zapytam wprost - czy oglądałaś zdjęcia?
I znowu wyszła moja najgorsza wada - gapiostwo... Myślałam że to jest jedno zdjęcie duże! A ja tu patrzę a tu jednak więcej zdjątek... Przepraszam...
Prześlij komentarz