poniedziałek, 21 kwietnia 2008

Konsultacja ortopedyczna

Zaryzykowałam, na własny użytek uznałam, że Asia jednak nie miała szkarlatyny i odstawiłam ją dziś do przedszkola.
Dzień wśród dzieci minął jej fatalnie, bo...koledzy zabrali jej kule, twierdząc, że to...strzelby.
Image Hosted by ImageShack.us
Image Hosted by ImageShack.us

W szatni doznałam lekkiego szoku - odkryłam, że Asiolkowa bluza jest mokra (połowa "pleców" i kaptura). Bo pani potknęła się i czymś, kompotem zdaje się, moje dziecię oblała. Rozumiem, zdarza się. Nie pojmę natomiast czemu Asi nie przebrała. Ciekawa jestem, czy pani chciałaby, aby jej własne dziecko chodziło w mokrym ubraniu...
Prosto ze spaceru udałyśmy się na wizytę do ortopedy. Wynik konsultacji dość optymistyczny - dr Miklaszewski bardzo pozytywnie ocenił stan ruchowy Myszki. Rotacją prawej nóżki do wewnątrz nie kazał się przejmować, gdyż nie przeszkadza ona Asi w chodzeniu, przeciwdziałać temu się nie da, operacyjnie usuwa się to w bardzo uzasadnionych przypadkach i na razie nie ma potrzeby ingerować skalpelem. Bioderka są w porządku, ale by to potwierdzić musimy zrobić RTG w pozycji "0", czyli z prościutkimi nóziami. To, co nam kazało sądzić, że bioderko zwichnęło się, to po prostu efekt zaburzonej równowagi siły mięśni, na co również nie ma rady.
Najbardziej jednak ucieszyłam się na wieść, że mogę kupić Mysi na lato sandałki ze sztywnym zapiętkiem i trzymające kostkę. Zresztą wiosenne trzewiki także. Pan doktor dokładnie przyjrzał się jak Asiolek chodzi w łuskach i bez nich i uznał, że z powodzeniem można z nich zrezygnować. Sama zresztą widziałam, że stopę, tę rotującą, stawia bez nich o wiele ładniej. Jedyna różnica to fakt, że w łuskach wyraźnie czuje się pewniej. Jest więc nadzieja, że takiej samej pewności nabierze z czasem chodząc w samych bucikach.
A sandałki, myślę, będą niemal takie jak sobie kiedyś wymarzyłam, bo na szczęście producenci prześcigają się i w modelach i fasonach. Ach, jaka to ulga nie musieć uganiać się po całym mieście w poszukiwaniu butków, które pomieszczą nóżki zakute w łuski. Ach, jaka to ulga na myśl, że Mysiowe nózie już nie będą musiały pocić się w plastikowych "okuciach" i nie będą narażone na odparzenia.
Mam tylko nadzieję, że prof. Snela, do którego wybieramy się pod koniec maja nie ostudzi mojej radości.

Post scriptum: Następnego poranka, podczas czesania, okazało się, że Asia ma posklejane włosy...Ech...

4 komentarze:

Nadwrażliwiec pisze...

Życzę nie ostudzania radości :-) A tym co się stało w przedszkolu nie przejmuj się. Pozdrawiam!

ewka00@onet.eu pisze...

oby mogła chodzić w butkach...bez łusek...a ci koledzy Aśki to mają pomysły - kule to strzelby, hi,hi...dzieciaki....co do pani - brak słów -oblała dziecko i zostawiła w mokrym...ciekawe czy chciałaby , aby jej dziecie tak chodziło ...pozdrawiam was moje drogie!

KajaS pisze...

Jejkuśku.... bardzo się cieszę, z tych sandałków, ma się rozumieć... A kolegom to kulą w łeb! Pozdrowionka...

Mała ;) pisze...

Nikt nie rodzi sie zły a jednak dzieci bywają okrutne więc co jest tego powodem ? Skracajac swoje wywody = śmiem twierdzić ,że rodzice !!!
Gwiazdeczko , głowa do góry !!!
Jutro też jest dzień a oni do pięt Ci nie dorastają !!!