wtorek, 22 stycznia 2008

Problemy w przedszkolu i kilka słów n/t szkoły

Tak tu cicho, tak tu pusto, trzeba zatem ożywić nieco to miejsce, choć nie będzie to noteczka tchnąca radością i optymizmem...
Wczoraj w przedszkolu pani Madzia napomknęła w rozmowie, że musi zacząć czytać dzieciom bajki terapeutyczne. W taki oto sposób dowiedziałam się, że są rodzice, którym Asia przeszkadza... Tak było i w roku ubiegłym, ale i tego dowiedziałam się dopiero teraz. Tak, jak i tego, że z Asią są problemy - z dziećmi tylko bawi się chętnie, ale nie podejmuje żadnych wyzwań. Zero wspólnej pracy i podporządkowania się paniom. Za to chadza własnymi ścieżkami i często przeszkadza kolegom i koleżankom. I taka sytuacja to żadna nowość, jak twierdzi pani Madzia.
Czuję się w tej nowej dla mnie rzeczywistości zagubiona... I zatrwożona zarazem, zadając sobie retoryczne pytanie, kiedy zamierzano mnie poinformować o tym wszystkim. Przecież zostałam uświadomiona tylko dlatego, że poruszyłam temat Asiolkowej szkoły, która się o nią upomniała...Pani Madzia znów się na mnie chyba obraziła...Trudno...Poczytałam dziś (żałuję, że dopiero dziś) statut przedszkola, który - okazuję się - nie jest przestrzegany do końca... Zawarte w nim informacje wyraźnie mówią, że w razie potrzeby dzieci są otoczone opieka pedagoga i psychologa, że są prowadzone zajęcia wyrównawcze...itp. To nigdy nie było udziałem Myszki, wbrew gorącym zapewnieniom, że pani psycholog nooo, nieee, w tym roku nie.....ale w zeszłym bardzo często spotykała sie z moim dzieckiem w gabinecie.... Tak, z całą pewnością tak było. Wiem doskonale, ale tylko wtedy, gdy grupa wychodziła na spacer i ktoś musiał zająć się moim dzieckiem... I z tą drobna różnicą, że pani jest zatrudniona na etacie logopedy, nie zaś psychologa czy pedagoga! Zeszyt pracy z Asią jest?-pytam. Noooo, nie....słyszę w odpowiedzi...Nigdy też nie widziałam, by ktoraś z pań indywidualnie pracowała z Asią. Gdy po nią przychodzę (po obiedzie, ale nie stałej godzinie) o ile nie są na spacerze zawsze bawi się z dziećmi. Więc gdzie zatem te zajęcia wyrównawcze i ten czas poświęcony wyłącznie Asi. O tym także byłam dziś zapewniana "A co pani myśli? że my nie pracujemy z Asia indywidualnie?!" Ha ha ha. Ciekawe kiedy? Przed południem, gdy są prowadzone zajęcia zgodnie z harmonogramem/planem pracy? Bzdura!
Kiedyś byłam bardzo zadowolona z tego przedszkola. Już nie wiem, czy dlatego, że początkowo widziałam wyraźnie zaangażowanie pań, czy trzeżwość oceny była przyćmiona równo radością ze znalezienia przedszkola, w którym nie odmówiono mi przyjęcia Asi... Nie umiem odpowiedzieć sobie na to pytanie... Wiem tylko, że jestem wściekła. O to, że nie zasygnalizowano mi problemu "Bo wie pani, ja nie mogę rodzicowi powiedzieć, że powinien zwrócić się o pomoc do psychologa, bo by się na mnie obraził". A przecież prosiłam, wyraźnie prosiłam! o relacjonowanie mi wszystkiego, co niepokoi i to szczerze.
I tak sobie myślę, jak to się dzieje...Media krzyczą o rodzicach, którzy przerzucają obowiązek wychowywania dzieci na placówki oświatowe, że to skandal, a jak rodzic jest otwarty na współpracę to od razu staje się niewygodny i traktuje się go jako człowieka roszczeniowego. Ech...
Dziś dowiedziałam się także, że Asia może zostać skierowana do innej szkoły niż ta najbliższa naszemu miejscu zamieszkania, mimo że ma klasy integracyjne. Bo może nie być dla niej miejsca...Zwłaszcza, że w 2004 roku oświata dokonała nowego podziału rejonizacyjnego i nam przysługuje nauczanie w szkole na przysłowiowym zadupiu (za przeproszeniem). Aby do niej dojechać muszę najpierw iść na przystanek autobusu podmiejskiego, mijając po drodze dawną szkołę rejonową. Macie jasność?
Na jutro jestem umówiona w przedszkolu z panią "psychologopedą". Ma doradzić mi jak wybrnąć z kilku problemów, m.in. na jakiej podstawie możnaby odroczyć Asię od obowiązku szkolnego na rok (w nadchodzącym szkolnym nie widzę jej absolutnie jako uczennicy z uwagi na niedojrzałość społeczną). Ale tak, bym nie musiała występować o wydanie orzeczenia o kształceniu specjalnym. Szczególnie, że przepisy wyraźnie mówią o tym rodzaju kształcenia odnośnie dzieci o trzech różnych stopniach upośledzenia umysłowego. Nie dam mojej Asi wrzucić do jednego worka, bo brak takich przesłanek. Przynajmniej teraz tak myślę, a co jutro przyniesie? Kto wie?
Trzymajcie, proszę, kciuki za pomyślny obrót spraw.

5 komentarzy:

Anica pisze...

Przeczytałam notkę trzy razy i nie mam pojęcia co napisać :-(...nie dawaj się Marta...dasz radę :-)

ewka00@onet.eu pisze...

będę trzymać kciuki, to jasne...ale widzę ,że teraz macie przed sobą naprawdę wielkie ^schody^ do pokonania...

Kasia pisze...

Trzymać kicuki będę,jasna sprawa.
Kurcze,to wszystko przede mną.I pewno też odroczę Grześka na rok.
Ja szkołę integracyjną mam w mieście,kawał dogi.Ta obok mnie nie przyjmie do szkoły,tylko indywidualny tok nauczania.A jak bym chciała dać jednak do szkoły to dyrektorka życzy sobie rodzica na korytarzu.Dasz wiarę?Integracja z matką na krzesełku.Ręce opadają.
Pozdrawiam Was serdecznie.

KasiaO pisze...

czytam, czytam i włosy staja mi dęba.
Czy ja dobrze robie, pchając się z Igorem w tym roku do przedszkola?
Może odczekam sobie jeszcze rok w błogiej nieświadomości?
Kurczę, Marta, nie wiem co mam Ci napisaĆ.
A tak swoją drogą, jak obserwuje dzieci w przedszkolu Witka, to kilkoro zapewne powinno byĆ przebadanych przez specjalistów i dziwne, że nikt tego nie zauważa?
pewnie dlatego, że ruszają prawidłowo nogami...
ech...

KajaS pisze...

Wiesz Martulka, ja to sobie tak myślę, że po prostu trzeba robic tak, jak się uważa. Ty Asiola znasz najlepiej i wiesz czego jej potrzeba. No i o to walczysz. Wcale się nie dziwię, że się buntujesz przeciwko innej szkole... Mnie by trafiło jakbym miała np. godzinę przed lekcjami wychodzic z domu żeby zdążyc na PKS tylko dlatego, że komuś tak się uwidziało. No więc... powodzonka!